W kaplicy Zakładu Karnego w Koszalinie dwóch osadzonych przyjęło sakrament bierzmowania z rąk bp Edwarda Dajczaka.
Kandydatom towarzyszyło ok. dwudziestu osadzonych oraz służba więzienna. Obecna była także ppłk. Wiesława Panaszewska kierująca placówką.
Kapelan więzienia o. Michał Sabatowski zaświadczył, że kandydaci są przygotowani do przyjęcia sakramentu.
Jeden z nich, Sebastian z Koszalina, trafił do zakładu kilka lat temu, ale nieprędko wyjdzie na wolność. Pół roku temu zdecydował się zajść do kaplicy, dać szansę Bogu. - Na spotkania z ojcem Michałem zaciągnął mnie kolega, przyszedłem i spodobało mi się. Na wolności byłem pogrążony w narkotykach, wiara pomogła mi uwierzyć, że mogę się zmienić, że jestem coś wart. Odnalazłem siłę wewnętrzną - powiedział.
Drugi, Piotr, pochodzi z małej miejscowości koło Słupska. - Ojciec Michał udzielał nam nauk i katechezy. Po trzech miesiącach przepytywał nas i okazało się, że jesteśmy gotowi, by przyjąć sakrament. Zbliżyłem się do Boga, do Kościoła i to pomaga mi lepiej przeżywać odsiadkę - powiedział. Przyznaje, że nie jest łatwe trwanie w dobru, nadal musi się zmagać się z ciemną stroną samego siebie.
Udzielanie bierzmowania w więzieniu nie ma stałego rytmu. Biskup Dajczak pamięta, że zdarzało mu się udzielać go nawet tylko jednemu osadzonemu. - Tutaj jest konieczne indywidualne podejście – przekonuje biskup. - Czasem zdarza się 4 kandydatów, czasem więcej, a niekiedy tylko 1. To zależy od tego, jak oni „wybudzają się” duchowo. Kiedy to się zdarzy, wówczas trzeba szybko pomóc, by nie „wygaśli”, nie stracić tej okazji. To jest mocno związane z ich dramatycznymi historiami życia. Czy zawinione, czy nie - wszystkie noszą znamiona braku miłości. Dlatego jeśli tylko widzimy, że ktoś chce otworzyć się dla Boga, jedziemy do więzienia bez względu na to, czy to jest jedna osoba, czy więcej. Przychodzimy i pomagamy im się podnieść.
Biskup Dajczak jest przekonany, że decyzja osadzonego o przyjęciu sakramentu bierzmowania jest często lepiej przemyślana niż niejednego kandydata w wieku licealnym. - Osadzeni nie są łatwowierni. Mają za sobą takie doświadczenia, że jeśli już podejmują decyzję odwrócenia się od złej przeszłości, to nie pod wpływem impulsu, emocji. Zresztą nie przyspieszamy niczego, chcemy, by mieli odpowiednio dużo czasu na decyzję. No i cały czas otaczamy ich opieką duszpasterską. Potem, kiedy zostaną sami, może im nie starczyć sił, dlatego regularna obecność kapłana jest niezbędna.