Sakrament dojrzałości chrześcijańskiej. – Niektórzy moi rówieśnicy mówią, że to wstyd być wierzącym – opowiada uczennica szczecineckiego technikum Ania Bogusz. – Mam koleżankę, która niedawno zdecydowała, że odpuszcza sobie ten sakrament. Ja miałam szczęście – bliską osobę, która mną potrząsnęła.
Są tacy, którzy idą do bierzmowania pod przymusem rodziców. Inni dlatego, by mieć jeden z „papierków” uprawniających, jak błędnie myślą, do kościelnego ślubu. Niektórzy niewiele nad tym rozmyślają – idą, bo „tak trzeba”. Bywają i łowcy prezentów, choć może nie tak wypasionych jak komunijne. Zdarzają się zaciekawieni bierzmowaniem – tak niezrozumiałym, że wręcz egzotycznym. W naszej diecezji propozycją dla młodych, by świadomie przyjęli sakrament bierzmowania, są specjalne rekolekcje, będące dopełnieniem trzyletniej katechezy parafialnej.
Jedne parafie organizują je samodzielnie, inne korzystają z rekolekcji proponowanych przez Duszpasterstwo Młodzieży, jak te w Ostrowcu k. Wałcza, które zgromadziły ok. 70 uczestników. Ksiądz Gracjan Ostrowski przyjechał na nie z grupą 27 uczniów ze Szczecinka. Jeszcze w marcu przystąpią do sakramentu bierzmowania w parafii św. Krzysztofa. – To po prostu jedna klasa. Kilkudniowe spotkanie jest dla nich szansą nie tylko ze względu na formację. Tutaj spotykają rówieśników, którzy słuchają takiej samej muzyki, mają podobne rozterki, też są głodni miłości, akceptacji, szacunku. Odkryli, że warto do tego wszystkiego zaprosić Jezusa – powiedział ks. Ostrowski.
W grupie ciekawiej
Rekolekcje prowadzi ks. Andrzej Zaniewski, diecezjalny duszpasterz młodzieży. Celowo zabrał ze sobą młodych z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, by nie skończyło się na suchym przekazie wiedzy. – Często myślimy, że Pan Bóg chce nam coś zabrać, a On, przeciwnie, chce nas uratować – przekonuje zgromadzonych, powołując się na własne doświadczenia. – Niektórzy z was zastanawiają się: przyjmę bierzmowanie i co dalej? A na bierzmowaniu nie może się zakończyć. To tylko etap w wierze. Takie świadectwo składa przed młodszymi kolegami Mateusz Grubalski z Niedalina. – Sakrament bierzmowania to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła – deklaruje i wyjaśnia, że w czasie gimnazjum spotykał na swojej drodze ludzi o różnych ideałach. – Jedni mi mówili: chodź w tę stronę, inni pokazywali inną. Naprawdę mogłem się zagubić. W końcu jeden kumpel pokazał mi zupełnie inne miejsce: przy Bogu. Pokazał, że mogę żyć we wspólnocie ludzi, którzy nie wstydzą się Ewangelii. I tak się zaczęło. Trafiłem do grupy, w której poczułem się przyjęty – zapewnia Mateusz. Spotkania KSM-u uważa za świetne rozwiązanie dla siebie, ponieważ lubi prowadzić aktywne życie. – Szkoda czasu na siedzenie w domu. W takiej grupie, działającej przy Kościele, można naprawdę spędzić go o wiele ciekawiej.
Parafialny aerobik
Młodzi nie lubią słuchać długich kazań. Wręczenie im opasłego katechizmu na niewiele się przyda. Przekaz wiary trzeba urozmaicać. Filmy ewangelizacyjne, niezbyt długie nauki, rozmowy, a przede wszystkim świadectwo tych rówieśników, po których widać, że są szczęśliwi jako chrześcijanie, uruchomiły wyobraźnię młodzieży. – Myślimy o tym, co zrobić po bierzmowaniu – Igor Arczyński wyjaśnia cel spotkania 10-osobowej grupie. Natychmiast ktoś dorzuca: – I jak po bierzmowaniu zostać w Kościele! – Cała grupa wybucha śmiechem. – No, jak zostać w Kościele, to jest główny temat – potwierdza Igor. Jest o kilka lat starszy od powierzonych mu kandydatów. Sam przeżył już własne bierzmowanie, jest członkiem KSM działającego przy parafii św. Józefa Rzemieślnika w Koszalinie. Igor mobilizuje kolegów, by wymyślili coś więcej niż utworzenie scholi lub poprowadzenie Drogi Krzyżowej. – To będzie miała każda grupa. Wymyślmy coś oryginalnego – zachęca. – Chodzić co niedzielę do Kościoła – ktoś rzuca i nagle wszystkich olśniewa, że choć jeszcze tego nie zapisali na planszy, to przecież jest pierwszy krok do zrobienia po bierzmowaniu. – A organizowanie seansów filmowych? Może być? – dopytuje jedna z dziewcząt. Wszyscy ożywiają się. – O, to jest to! – ocenia animator. – Patrzcie, jak trafiła! Więcej wysiłku kosztuje Igora, by młodzi doszli do wniosku, że warto ukończyć kurs animatorów i w przyszłości pomagać licealistom przygotować się do bierzmowania. Na szczęście może przywołać przykład Mateusza, który godzinę wcześniej mówił o tym, jak sam przeszedł taki kurs. W innych grupach też wrze jak w ulu. Wszyscy po godzinie spotykają się, by wymienić się pomysłami. Monika proponuje ognisko. – To prosty pomysł, a stwarza dobrą okazję i do zabawy, i poruszenia poważnych tematów – przekonuje zebranych. Staszek podsuwa pomysł leśnego rajdu z inspirującymi zadaniami do wykonania po drodze. Jego grupa nie bała się zaproponować, by misją młodych było wyciągnięcie dorosłych z domów. „Lepem” miałby być sport. – Zapraszamy kogoś, kto może poprowadzić zajęcia np. aerobiku, i zachęcamy młodych i starych. Parafianie nie tylko zrobią coś dla zdrowia, ale też się zintegrują – zauważa Staszek. Ewelina i Dawid proponują utworzenie grupy skautów, oddawanie krwi, dbanie o zniszczone groby, młodzi zaś z grupy Wioli – organizację zimowisk, teatr, prowadzenie fanpage’u w internecie. – Większość pomysłów jest prosta, łatwa do zrealizowania, wymaga co najwyżej chęci i czasu – chwali uczestników ks. Zaniewski. – Potrzeba też osoby, która zmobilizuje grupę, będzie motorem, który wprawi machinę pomysłów w ruch. Adrian ze Szczecinka jest przekonany, że dla niego bierzmowanie nie będzie tzw. sakramentem pożegnania z Kościołem. Choć, jak wspomina, i jego początkowo przeraziły przygotowania do bierzmowania: kartki, terminarz spotkań, podpisy księdza, uczestnictwo we Mszy św., to potem pomyślał, że wiedzę o Bogu, tak jak każdą, należy pogłębiać. Teraz uczestniczy w spotkaniach z chęcią, a rekolekcje sprawiają mu przyjemność. Nie boi się powrotu do szkoły i łatki „osoby kościółkowej”, którą być może ktoś mu przypnie. – Wstyd to nie wierzyć w Boga. 90 proc. moich rówieśników nie chodzi do kościoła, więc skąd mogą wiedzieć, jak to jest być chrześcijaninem? A to jest coś naprawdę fajnego: poczuć się blisko Boga, być wspólnotą wierzących, pośpiewać, a nawet się razem pośmiać – wymienia. Adrianowi nie brakuje dojrzałości chrześcijańskiej – w Adwencie wyciąga młodszą siostrę na Roraty, angażuje się w parafialne akcje charytatywne. Jest jednak przekonany, że nawet ci, którzy nadal są pełni wątpliwości w wierze, tu, na rekolekcjach, mają szansę zrozumienia, o co w tym wszystkim chodzi. Wie, że równie ważna jak osobista modlitwa są religijne przeżycia doświadczane we wspólnocie.
Wystarczy podrzucić książkę
Udział rówieśników w prowadzeniu programu to warunek, by młodzi mogli poczuć się podczas rekolekcji u siebie. Ale niezbędna jest również obecność dorosłych, którzy dyskretnie i mądrze im towarzyszą. Barbara Jarocińska, katechetka ze Szczecinka, wie, że pewne siebie miny nastolatków to często tylko maska. Pod nią kryje się zagubienie. – Młodzi są zagniewani, rozgoryczeni. Niby zbuntowani przeciw dorosłym, a jednocześnie zawiedzeni ich brakiem konsekwencji. Jestem tu, bo trzeba im towarzyszyć – wyjaśnia katechetka. Nie boi się stawać przed uczniami, bo wie, że oni potrzebują odważnych dorosłych. – Niektórzy uczniowie są samotni, brakuje im rozmów z dorosłymi o prawdziwej miłości, seksualności. Myśli samobójcze wcale nie są rzadkością, podobnie sznytowanie sobie rąk. A czasem tak niewiele trzeba, by ich umocnić. Ostatnio zaczął chodzić na moje lekcje pewien uczeń. Dałam mu książkę „Radykalni” Marcina Jakimowicza. Po jej przeczytaniu poszedł do spowiedzi. Wystarczyła jedna książka! Joanna Dawlewicz z Kościoła Domowego jest animatorką bierzmowanych w parafii św. Krzysztofa. Jej oko matki wyłapuje sytuacje, na punkcie których młodzi są szczególnie wrażliwi. – Czasem zdarzają się nieporozumienia. Ważne jest, by umieć wówczas przeprosić młodą osobę. Przeproszenie jest ważnym świadectwem, myślę, że nawet większym niż inne. Ania Bogusz jest przekonana, że nawet niewiele starsi koledzy, mówiąc o swojej drodze ku Bogu, mogą pomóc młodszym podejmować lepsze decyzje. – To daje dużo do myślenia. Wszyscy popełniamy błędy. Ja ostatnio dałam się wciągnąć w nieodpowiednie towarzystwo, w udawanie dorosłej, której wszystko wolno – przyznaje. – Parę dni temu zadzwoniła do mnie w tej sprawie moja chrzestna. Początkowo myślałam, że się wtrąca. Ale przez trudną rozmowę zmobilizowała mnie do poprawy – mówi Ania. Uważa, że dorosły nie musi się wykazywać wielkimi zdolnościami pedagogicznymi, by przemówić do serca nastolatka. – Wystarczy szczera rozmowa, bez oceniania, krzyków. Usiąść, spojrzeć sobie w oczy i rozmawiać jak normalni ludzie. Dla Ani taką osobą prócz chrze- stnej, która mieszka aż za Warszawą i z którą rozmowy możliwe są tylko przez telefon, jest także babcia. Ania dopuszcza też możliwość, że mogłaby powierzyć swoje sprawy katechecie lub animatorowi. – Ale na razie nie mam odwagi – mówi. Na dar męstwa poczeka. Do bierzmo- wania.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się