W koszalińskim Domu Miłosierdzia rozpoczęły się rekolekcje przed Ewangelizacją Nadmorską.
W bierze w nich udział ok. 60 osób, które w przyszłym tygodniu mają zamiar ruszyć szlakiem nadmorskich plaży, by napotkanym ludziom głosić ewangeliczne orędzie. Większość to przyjezdni z całej Polski, którzy w tzw. "ewangelizacji na żebraka" jeszcze nie brali udziału.
Dom Miłosierdzia jest już na tyle wyremontowany, że mógł przyjąć ich wszystkich pod swój dach. Poprzednimi laty rekolekcje organizowano np. w Lipiu. - Zależało nam, żeby to było u nas, żeby ten dom, którego historia mówi, że wszystko można otrzymać od Boga, uczył ich całkowitego powierzania się Jemu - powiedział ks. Radek Siwiński, odpowiedzialny za Nową Ewangelizację w diecezji i zarazem za Ewangelizację Nadmorską.
Rekolekcje to nie tyle warsztaty uczące technik ewangelizacyjnych, co głębokie spotkanie z Bogiem. Uczestnicy są zachęcani przede wszystkim do tego, by wiele czasu poświęcić na adorację Najświętszego Sakramentu, także tę nocną. W programie jest także Msza św. wieczorna, a po niej długie, nawet kilkugodzinne modlitewne czuwanie. Wielu prób będzie wymagało wokalne przygotowanie do ewangelizacji, ponieważ znaczną jej część będzie stanowił śpiew - i ten po drodze przez plaże, i ten na wieczornych spotkaniach w kościołach. Nie zabraknie też nauki pantomimy, przygotowania flag, emblematów oraz nagłośnienia.
We wtorek ewangelizatorzy wyjdą na ulice miasta. Z Domu Miłosierdzia przejdą do centrum Koszalina i będą głosić kerygmat. Zaś wtorkowej wieczornej Eucharystii będzie przewodniczył bp Edward Dajczak.
Organizatorzy zdjęli nacisk z przygotowań logistycznych, technicznych, czy reklamujących przedsięwzięcie po to, by położyć go na przygotowanie duchowe. - Chodzi nam o uchwycenie głębokiej więzi z Panem Jezusem. Bez tego nie będziemy umieli zawierzyć Opatrzności Bożej, a chcemy przez tę ewangelizację doświadczyć, że jesteśmy prowadzeni przez Boga. Iść tam, gdzie nas poprowadzi - wyjaśnia ks. Radek. To nie znaczy, że ewangelizatorzy nie znają trasy przyszłej wyprawy, przeciwnie, miejsca postoju i spotkań w kościołach są zaplanowane, natomiast chodzi o otwarcie serca i oczu, by dostrzegać z kim porozmawiać, w jakie miejsce w danej miejscowości się skierować, jak zareagować.
Uczestnicy rekolekcji potrzebują nabrać odwagi, ale też zrozumieć, że nie należy zbytnio polegać na przesadnym planowaniu, zabezpieczaniu się przed wszelkimi nieprzewidzianymi zdarzeniami. Ostatnie 2 dni przed przyjazdem do Koszalina Michała Zwierza z Ostrzeszowa ogarnął pewien niepokój. - Po co ja tam jadę? Ja, taki grzesznik? Co ja mogę powiedzieć ludziom? - chodziło mu po głowie. Na szczęście serfując po internecie trafił na zdanie bp. Rysia. - On powiedział, że gdy człowiek zrozumie, że jest grzesznikiem, to dopiero wówczas może iść głosić Ewangelię. Ponieważ wtedy jasno rozumie, że tak naprawdę działa tylko Bóg. Kiedy to zrozumiałem, mogłem spokojnie wsiąść do pociągu - powiedział 18-latek.
Monika Pietruczuk nie zrzuciła jeszcze z siebie niepokoju, który zabrał się z nią z Krakowa, gdy ona na przekór rozsądkowi w ostatniej chwili wyciągnęła z plecaka swoją kartę płatniczą i odłożyła ją na półkę, by zgodnie z założeniami rekolekcji zaufać całkowicie działaniu Bożej Opatrzności. - Normalnie, kiedy mam poczucie, że mam choć odrobinę kasy na koncie, a do tego jeszcze trzymam się Pana Boga, to jestem spokojna, wiem, że sobie poradzę. Do tej pory zawsze miałam jakiś plan B. Ale koleżanka, z którą tu przyjechałam, a która ma już za sobą "Ewangelizację na żebraka", nie przestaje mi powtarzać, że nie muszę o wszystko zawsze troszczyć się sama. I że ta kasa na koncie też nie musi być zawsze dostępna. No więc teraz zostałam bez planu B - mówi Monika, z nadzieją, że tych kilka dni nauczy ją czegoś nowego.