Po raz 12. Czarne stało się pomorską stolicą folkloru. – Ludowa muzyka to coś więcej niż piękne stroje i skoczne piosenki – przekonują artyści, którzy wzięli udział w festiwalu.
Wtym roku na scenie czarneńskiego amfiteatru wystąpiło ich ponad pół tysiąca.
Szukanie korzeni
– Można mówić o renesansie folkloru. Myślę, że odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej poczuliśmy, że powinniśmy mieć coś własnego, czym będziemy mogli się wyróżniać, ale i pochwalić. To, co ludowe, przestało być obciachowe – mówi Ewa Kulka z Bobrowa. Do Czarnego przywiozła ze sobą dwa zespoły: seniorów i maluchów. Gimnazjaliści tym razem zostali w domu. – Ja już w tym siedzę 40 lat. Jak weszłam na scenę to miałam 9 lat. Do dziś pamiętam słowa, które powiedziała mi umierająca pani instruktor: „Ewa, proszę cię, pociągnij to dalej”, więc nie było rady – opowiada i wspomina liczne występy, także z „Mazowszem”.
Z pasją mówi o folklorze ziemi michałowskiej. Jego kultywowanie to nie tylko prowadzenie zespołów. To także pisanie projektów, szukanie sponsorów i dokopywanie się do korzeni. – Na jednym z przeglądów podszedł do mnie pan z Lubelszczyzny i powiedział, że ma śpiewnik ziemi michałowskiej z 1897 r. Specjalnie do niego pojechałam, żeby go skserować. To skarb! Co ciekawe, to są piosenki, których nigdy sama nie słyszałam! – dzieli się odkryciem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.