Nie sposób policzyć, ilu ich stało przy ołtarzu przez wszystkie lata istnienia parafii, ale za każdego tworzącego ministranckĄ brać pilskiej Świętej Rodziny dziękowano podczas wielkiego zjazdu.
Dwudniowy zlot Liturgicznej Służby Ołtarza zorganizowano z okazji jubileuszu stulecia poświęcenia kościoła, w którym posługują księża salezjanie. Zaproszeni zostali wszyscy, którzy na przestrzeni lat stawali do ministranckiej służby. Świętowanie rozpoczęli w sobotni wieczór – oczywiście spotkaniem przy ołtarzu. Nie wszyscy włożyli wprawdzie komże, ale wspólnie modlili się w intencji kolegów ministrantów i księży opiekunów. Po Eucharystii był czas na spotkania z kolegami i wspomnienia.
Przy stole spotkało się 70 ministrantów, czynnych i byłych. Honorowi ministranci, czyli „weterani” z najdłuższym stażem, pamiętają doskonale czasy, gdy przy ołtarzu było ich nawet 250! – Zbiórki, służba, przyjście do kościoła i założenie komży to najprostsza część ministrantury. Najtrudniej jest, kiedy wychodzi się na świat i idzie się do szkoły, do pracy, do domu. Tam też trzeba pokazać wyraźnie, że pewnych rzeczy nie robię, na pewne rzeczy się nie zgadzam, że moje poglądy to Ewangelia. A to trudne, bo może spotkać się z kpiną, wyszydzeniem, pokazywaniem palcami – mówi Michał Hoga, prezes liturgicznej służby ołtarza w parafii pw. Świętej Rodziny, na służbie od 21 lat. Na świętowaniu ministranckiej braci nie zabrakło księży, których powołanie dojrzewało podczas służby przy ołtarzu. – Całe nasze życie to dorastanie do świętości, a przygoda z ministranturą może być doskonałym jego początkiem. Miarą sukcesu bycia ministrantem niekoniecznie musi być powołanie do kapłaństwa. Przyjaźń z Panem Jezusem rozwija się w różnych powołaniach. Powołanie do małżeństwa, do bycia ojcem rodziny to najcenniejsze z powołań. Dlatego, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, myślę, że każda dziewczyna chciałaby mieć ministranta za męża, to po prostu koń z dobrej stajni – śmieje się ks. Jacek Brakowski.
Więcej o świętowaniu pilskich ministrantów na: koszalin.gosc.pl
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się