Jedni wyruszają co roku, wpisując uliczną Drogę Krzyżową w swój kalendarz. Inni w ostatniej chwili rezygnują z imprezy lub wychodzą w połowie koncertu, by pójść za Krzyżem. Jedni idą całą trasę, inni tylko kilkaset metrów. Z krzyżem na ramionach lub lampionami w dłoniach. Z intencjami.
Droga Krzyżowa ulicami Koszalina liczy 3,5 kilometra. To spory kawałek, a po zakończonej uroczystości trzeba jeszcze wrócić do domu. Stali uczestnicy potrafią sobie radzić. Na parkingu w pobliżu kościoła pw. Ducha Świętego w Koszalinie z samochodu wysiada w pośpiechu kobieta. Przesiada się do drugiego auta, tym razem jako pasażerka. Z koleżanką jedzie pod katedrę. Tu parkują auto i dołączają do ludzi zgromadzonych pod pomnikiem św. Jana Pawła II. To znany sposób koszalinian na to, jak zapewnić sobie szybki powrót do domu po zakończeniu Drogi Krzyżowej – znów jedna podwiezie drugą, a może zabiorą kogoś jeszcze, bo stali bywalcy nabożeństwa nie krępują się prosić o podwózkę. Sprytne koszalinianki mają jednak jeszcze coś do zrobienia, zanim wyruszą w trasę. – Musiałam się przebrać w samochodzie. Byłyśmy na koncercie, wyszłyśmy w trakcie, a nie wypadało przyjść na koncert w butach piechura – wyjaśnia jedna z nich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.