W słupskiej Szkole Podstawowej nr 10 odbyła się impreza charytatywna “Pomagamy Natalce”.
Szkoła huczała, gdy kręciło się po niej kilkaset osób, a to kupując los, a to licytując wizytę w SPA, a to zajadając się smalcem. Drzwi wejściowe się nie zamykały. Słupszczanie ciągnęli tu, by pomagać.
Uczniowie z II C po feriach dowiedzieli się, że ich koleżanka Natalka Przedborska ma złośliwego raka kości. Po pierwszym szoku, gdy na wieść o tym zakrywały ręką buzię, oni i ich rodzice przeszli do działania. Szybko włączyło się grono pedagogiczne oraz społeczność Słupska, okolic, a nawet Kanady.
Adam Gołębiowski, tata Piotrusia, klasowego kolegi Natalki, zaangażował się w sprawę, dużo o niej wie; na imprezie charytatywnej w słupskiej SP 10 udziela informacji o dziewczynce pod nieobecność jej rodziców, którzy są przy niej w Warszawie. Tłumaczy szczegóły dotyczące leczenia Natalki. I wydatki. – Koszt najbardziej prawdopodobnego wariantu leczenia ma wynieść 12-15 tys. złotych miesięcznie. W skrajnym przypadku nawet 50 tysięcy. Lekarze zakładają, że potrwa to ok. roku.
Stąd pomysł imprezy w szkole, podczas której dzieci z rodzicami bawią się, jedzą smakołyki i kupują lub licytują przedmioty, z których dochód zasili konto fundacji United Way, koordynującej finansowo leczenie ośmiolatki pod hasłem "Dla Natalki Przedborskiej" .
Pani Barbara, babcia Natalki, jest zdumiona skalą wsparcia. Widzi tłumy na imprezie charytatywnej w szkole i dłonie co rusz wciskające banknoty do puszek. Nawet w Ustce, gdzie pracuje, współpracownicy dopytują ją, co z wnuczką, jak pomóc. Ludzie zapewniają ją o modlitwie. Pomagają też sąsiednie słupskie szkoły, parafie.
– Fejsbuk jest zalany pozytywnymi postami. A to nie jest pierwsza kwesta, jakiś czas temu klasa Natalki zorganizowała zbiórkę i zebrała naprawdę pokaźną kwotę w małym gronie. Wciąż rozdajemy ulotki z prośbą o przeznaczenie 1 proc. na jej leczenie. Osoby rozliczające innym PIT-y podsuwają im właśnie ten cel – mówi Krystian Polak, chrzestny Natalki. Czuje się tym wszystkim mocno zmotywowany do aktywności na rzecz chrześnicy.
Część rodziców koordynuje działania na fejsbuku, inni w mediach. Zgłaszają się darczyńcy i firmy oferujące przedmioty na aukcje, nawet z Kanady. – Bardzo nas to cieszy, że w Roku Miłosierdzia widać tę pomoc. Że to nie jest tylko hasło – podsumowuje Adam Gołębiowski.