Pamiątkową tablicą, koncertem i inscenizacją rekonstruktorów przywołano w Szczecinku pamięć o Danucie Siedzikównie, zamordowanej 70 lat temu sanitariuszce.
Tablica poświęcona dzielnej sanitariuszce V Wileńskiej Brygady AK zainstalowana została na terenie szczecineckiego Gimnazjum nr 1 im. Zjednoczonej Europy. Stamtąd po krótkiej uroczystości biało-czerwony pochód w rytm piosenek patriotycznych przemaszerował ulicami miasta do internatu Zespoły Szkół nr 1, gdzie odbył się wykład pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.
Główna atrakcją, zwłaszcza dla najmłodszych mieszkańców Szczecinka, była inscenizacja na dziedzińcu Muzeum Regionalnego, chociaż - ze względu na przedłużające się wystąpienia historyków - trzeba było na nią długo czekać.
Pasjonaci historii z koszalińskiej Grupy Rekonstrukcyjnej przenieśli widzów do wydarzeń sprzed 70 lat, opowiadając o przesłuchaniu „Inki” w gdańskim areszcie więziennym oraz prezentując, jak mogły wyglądać akcje żołnierzy podziemia niepodległościowego odbijającego więźniów z ubeckich katowni.
- To lepsze niż lekcja z podręcznika albo nudny wykład - dzieli się wrażeniami jeden ze szczecineckich gimnazjalistów. - Ja właściwie o „Ince” wcześniej za dużo nie wiedziałem, ale po dzisiejszym dniu zajrzę do internetu - zapewnia. Jak dodaje, zachęcił go do tego także występ rapera Tadka Polkowskiego, który odbył się po inscenizacji.
Na uroczystości do Szczecinka przyjechały siostrzenica „Inki” - Danuta Ciesielska wraz z córką.
W szczecineckich uroczystościach udział wzięła Danuta Ciesielska, siostrzenica "Inki" Karolina Pawłowska /Foto Gość Danusia Siedzikówna była jedyną kobietą, na której wykonano wyrok śmierci poprzez rozstrzelanie w gdańskim areszcie więziennym. Miała zaledwie 17 lat. Nazwano ją „krwawą Inką”, oskarżając o dobijanie rannych. Komunistyczne władze, z którymi walczyła, skazały ją podwójnie: na śmierć i na zapomnienie. Dopiero w ubiegłym roku odnaleziono jej ciało.
- Zależało nam, zwłaszcza mojej mamie, na rehabilitacji. Przez lata o ciotce mówiono, że strzelała do ludzi, że dobijała rannych. W uzasadnieniu wyroku rehabilitacyjnego napisano, że zginęła dla niepodległego państwa polskiego, nie powiedziano jednak tego, co powiedział Olgierd Christa (dowódca 5. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK – przyp. red.), że młoda sanitariuszka nie wydawała rozkazów, do nikogo nie strzelała, jedynie podawała opatrunki. Na „Ince” zemszczono się, że nie udało się jej złamać, że nie wydała ludzi „Łupaszki”. Wzięli za to na niej odwet za jej honor: za to, że wolała sama zginąć, niż przez nią mieliby stracić życie inni, że nie podpisała prośby do Bieruta o ułaskawienie, bo w piśmie jej kolegów nazwano bandytami - mówi Danuta Ciesielska.
Przyznaje, że cieszy się, że po latach skazywania na zapomnienie „Inka” dzisiaj wraca z przeszłości podczas takich uroczystości, w piosenkach, w nazwach ulic i szkół. Do grona placówek oświatowych noszących imię sanitariuszki „Inki” dołączą wkrótce szkoły w Czarnem, których młodzież w głosowaniu wybrała taką patronkę.
- Danka jest symbolem młodzieży, która ginęła w tamtych czasach i dobrze byłoby, żeby była symbolem dla współczesnej młodzieży, żeby zachęcała do odwoływania się do tych wartości, które były ważne dla „Inki”. W czasach pokoju też należy być patriotą i „zachowywać się jak trzeba” - dodaje siostrzenica bohaterki.