Około 2 tys. dzieci wzięło udział w 4. Diecezjalnym Dniu Dziecka w Skrzatuszu.
Nie wszystkie dzieci do końca rozumieją cel przyjazdu do sanktuarium. - Przyjechałam na dzień dziecka i żeby pozwiedzać - mówi 10-letnia Kornelia z Białej k. Trzcianki.
Nie wszystkie też dokładnie rozumieją, gdzie są. - Ładne to miasto... tzn. wioska. Duża ta katedra - zachwyca się 11-letni Arek z Lędyczka.
Raczej nikt się nie dziwi ani nie gorszy tym, że dzieci nie rozumieją. Najważniejsze, że rozumieją ich rodzice i opiekunowie. 6-letnia Nikola z Dobrzycy nie potrafi jeszcze prawidłowo wymówić nazwy sanktuarium. - Przyjechałam do... Kszatusza - mówi niepewnie. Jednak jej mama Agnieszka dobrze wie, że warto zabrać córkę w takie miejsce i z takiej okazji. - Zabieram tu swoje dzieci, żeby się pomodliły i były blisko z Bogiem. On im da wszystko - mówi z przekonaniem.
Izabela Krajnik, dyrektor Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Tucznie, przywiozła na Diecezjalny Dzień Dziecka ponad trzydziestkę swoich uczniów. - Warto - mówi krótko. - Dzieci mogą zobaczyć, że oprócz nich są też inni, którzy wierzą, że religia to nie tylko Msza św. w kościele i starsze panie, ale że to coś fantastycznego, że w klimacie wiary można też dobrze się bawić - dodaje.
Skrzatuski namiot wypełniony był po brzegi ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość W namiocie ustawionym koło skrzatuskiej świątyni, wypełnionym po brzegi pełnymi energii dziećmi, niełatwo utrzymać dyscyplinę. Są jednak momenty, kiedy zapada kompletna cisza, a do konfesjonałów znajdujących się obok namiotu dobiegają mali penitenci.
Niektórzy młodzi pielgrzymi zadziwiają też dojrzałością swoich wypowiedzi. 12-letnia Nadia z Miastka tak komentuje hasło Dnia Dziecka - "Święte dzieci": - Bóg jest bardzo ważny w moim życiu. Jest dla mnie drugim tatą. Bardzo Mu ufam i kocham Go. Czy jestem święta? Nooo, szczerze powiem, że nie zawsze, ale... staram się. Być świętym to znaczy chodzić do kościoła, ufać Panu Bogu i starać się nie grzeszyć. Każdy czasami grzeszy, ale chyba nie zawsze tego chce.
Ważnym punktem programu skrzatuskiego spotkania było nabożeństwo chrzcielne, podczas którego dzieci odnowiły swoje przyrzeczenia, wspólnie wyznały wiarę i wyrzekły się zła.
Nabożeństwo odbyło się pod hasłem: "Najpierw Jezus, potem Mieszko, dzisiaj ja". Organizatorzy postanowili w ten sposób nawiązać do 1050. rocznicy chrztu Polski.
Przedstawienie o chrzcie Mieszka I ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Najpierw dzieci w namiocie obejrzały krótki film pokazujący moment chrztu Jezusa w Jordanie. Następnie, aby zrozumieć, że wezwanie Jezusa, aby nauczać wszystkie narody, udzielając im chrztu, zrealizowały się także poprzez ewangelizację Polski na początku jej dziejów, dzieci uczestniczyły w przedstawieniu o chrzcie Mieszka. Przygotowali je ich rówieśnicy z parafii pw. św. Ignacego z Koszalina.
Po przedstawieniu młodzi pielgrzymi wzięli udział w celebracji, której treść nawiązywała do ich osobistego chrztu. Po wyznaniu wiary i wyrzeczeniu się zła biskup pobłogosławił wodę w chrzcielnicy, a następnie przelał ją do małych naczyń, z którymi kapłani rozeszli się po całym namiocie, aby każde dziecko mogło zanurzyć w nim rękę i uczynić na sobie znak krzyża.
Również homilia podczas Mszy św. pod przewodnictwem bp. Edwarda Dajczaka nawiązywała do tematu chrztu. Biskup, przy pomocy zawodowego leśnika Jacka Todysa, wyjaśnił dzieciom, na czym polega wszczepienie w Chrystusa, które jest owocem chrztu.
Pan Jacek w obecności wszystkich uczestników Eucharystii zaszczepił jabłoń, tłumacząc, na czym polega ten proces. Dzieci przyglądały się czynnościom leśnika z zaciekawieniem. - Chodzi o to, aby dzieci zrozumiały, że gałązka, która odcięta od pnia skazana jest na uschnięcie, wszczepiona w zdrowy i silny pień, może znów wydawać owoce - wyjaśnia J. Todys.
- Tym pniem, który ciągle daje nam życie, jest Pan Jezus. Od momentu chrztu między Nim a nami jest ciągła wymiana. Bóg jest miłością i nieustannie tą miłością nas obdarowuje. Kiedy my trwamy w Nim, przynosimy owoce tej wymiany: umiemy kochać, przebaczać, godzić się, zaczynamy być mili, mamy czas, żeby komuś pomóc, mówić dobre słowa. Chcemy dzisiaj ożywić to wszczepienie, podlać to drzewko - wyjaśniał dzieciom bp Dajczak.
Jedną z atrakcji dla dzieci, cieszącą się sporym zainteresowaniem, było puszczanie baniek mydlanych ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Dzieci, które przyjechały do Skrzatusza, miały też czas na wspólną zabawę. Przed sanktuarium stanął m.in. największy w Polsce dmuchany zamek. Były też konkursy, zabawy sportowe, pokazy strażackie. Nie zabrakło też ciepłego posiłku.
Całość spotkania prowadził ks. Marcin Piotrowski, diecezjalny duszpasterz dzieci. Za oprawę muzyczną odpowiedzialna była diakonia pod kierunkiem ks. Arkadiusza Oslisloka.