Na kilka godzin opanowali Skrzatusz. 5 tys. młodych ludzi nie było w stanie zmieścić się w namiocie, który tradycyjnie stanął na placu pielgrzymkowym. Fakt, byli też i tacy, którzy wcale nie chcieli w nim się zmieścić.
Diecezjalne Czuwanie Młodych w Skrzatuszu to kilkugodzinne, intensywne doświadczenie, w którym jest miejsce na dobrą zabawę, głęboką modlitwę, spokojną spowiedź, spotkanie z przyjaciółmi. Już od lat uczestniczy w nim po kilka tysięcy młodych osób, głównie gimnazjalistów i licealistów. Każda z nich to osobna, nieraz bardzo różna historia: rodzinna, szkolna, parafialna. Podczas nabożeństwa chrzcielnego bp Edward Dajczak mówił młodym: – W Skrzatuszu jest czas, żeby wyruszyć w drogę, ale nie wystarczy tutaj po prostu być. Trzeba wreszcie rozpakować ten dar, jakim jest chrzest, a który często pozostaje wciąż spakowany.
Od Bozi do Boga
Wielu to się udaje. Skrzatusz jest dla nich ważnym miejscem w historii życia i poszukiwania Boga. Dla niektórych z nich jest wręcz duchowym punktem odniesienia. Ich życie duchowe w jakimś sensie „kręci się” wokół Skrzatusza. Andżelika Zdanowicz w Diecezjalnym Czuwaniu Młodych bierze udział już po raz kolejny. – W Skrzatuszu przeszłam drogę od Bozi do Boga. To wydarzyło się kilka lat temu podczas adoracji w namiocie. Nie wiem, co dokładnie się stało, Bóg mnie dotknął i wszystko w moim życiu uległo zmianie – mówi młoda słupszczanka. – Trudno mi dokładnie powiedzieć, dlaczego jestem tutaj po raz kolejny. To miejsce ma w sobie coś, co przyciąga – ci ludzie, ta atmosfera, Boża obecność. Po prostu w tym jednym miejscu jest jakaś... koncentracja miłości. Czegoś takiego nie ma gdzie indziej – mówi Julia Szutenberg, licealistka z Jezierzyc. – Najbardziej porusza mnie adoracja. Tak jest za każdym razem – dodaje. – Dobrze jest też czasami wyspowiadać się tak, jak tutaj, czyli na polu. Wyznać grzechy twarzą w twarz to jest pokonanie jakiejś bariery i czasami taka spowiedź jest mi potrzebna – przyznaje dziewczyna.
Wiara jak dziara
Kasia Pietrzak z Koszalina już 3. raz śpiewa w diecezjalnej diakonii muzycznej „Tyle dobrego”. Muzyka jest jej pasją, a wiara czymś bardzo istotnym. Te dwie rzeczywistości są u niej mocno powiązane, a w Skrzatuszu zyskały nową jakość: – Kiedy śpiewam, także podczas tego spotkania, sama w ten sposób się modlę. Mam też nadzieję, że mój śpiew pomaga innym głębiej przeżyć modlitwę i zbliżyć się do Pana Boga. Dziewczyna pokazuje lewą rękę. Zrobiła coś kontrowersyjnego, szalonego. Na przedramieniu widać tatuaż – krzyż owinięty pięciolinią. – Mam go od niedawna. Wiem, że zostanie już ze mną do końca, ale on przedstawia dwie rzeczy, które wiele dla mnie znaczą. Krzyż to wiara katolicka, czyli coś, co jest dla mnie najważniejsze. Pięciolinia to muzyka, czyli moja pasja – tłumaczy. Na pięciolinii widać także nuty. Okazuje się, że nie są przypadkowe. To melodia „Credo” według łacińskiej Mszy „De angelis”. Dla młodej wokalistki z diakonii relacja z Bogiem to poważna sprawa, coś nieusuwalnego jak tatuaż. A pasja? Także i ona, dobrze jeśli „kręci się” wokół Ewangelii – jak pięciolinia wokół krzyża na tatuażu.
Gdzie oni są?
Takie pytanie zadawali sobie niektórzy księża i katecheci, którzy przywieźli młodzież do Skrzatusza na czuwanie. Prawdą jest, że nie wszyscy, którzy trafiają do Skrzatusza, dokładnie rozumieją, gdzie się znajdują i po co przyjechali do sanktuarium. Nawet w namiocie można było zobaczyć osoby, które siedziały ze słuchawkami na uszach, nie wyrażając zainteresowania tym, co działo się na scenie. Trochę dalej od namiotu zamiast „Jezus żyje!”, można też było usłyszeć nieco inne okrzyki, nawet niecenzuralne. Czy jest na to jakieś lekarstwo? Czy wszystkich niepokornych da się okiełznać? Jak mówią niektórzy duszpasterze, kilka godzin spędzonych w sanktuarium, także dla takich osób, nie jest czasem zmarnowanym. Mimo wszystko widzą jednak, co dzieje się wokół, jak reagują ich rówieśnicy. – „Kręcą się” jednak wokół czegoś dobrego – mówi jeden z księży.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się