Nie tylko dodają piękna przestrzeni sakralnej, ale są i zapisem przeszłości. O witrażach Pomorza Zachodniego rozmawiali polscy i niemieccy specjaliści.
To pierwsze tego typu spotkanie poświęcone pomorskiej sztuce witrażowej, która wciąż czeka na zbadanie. Wypełnić lukę Mówią wprost o białej plamie. – Do tej pory nie przeprowadzano gruntownych badań, nie wiemy nawet dokładnie, jak wiele zabytkowych witraży przetrwało do naszych czasów – przyznaje Krystyna Rypniewska, kustosz Muzeum w Koszalinie. Zmienia się to dzięki realizowanemu od 5 lat projektowi „Witrażownictwo Pomorza Zachodniego/Hinterpommern”. Prowadzone badania są kontynuacją przedwojennych prac Rudolfa Hardowa, słupskiego rysownika, pedagoga i dokumentalisty Pomorza Zachodniego, a także wielkiego pasjonata witraży. W 1933 r. podjął się na zlecenie Landesmuseum w Szczecinie sporządzenia rysunkowej dokumentacji nowożytnych witraży z pomorskich wiejskich kościołów.
Odnalazł ich ponad 700! Skopiował je i opisał w trzech rękopiśmiennych tomach. Katalog ten zawiera krótką historię poszczególnych kościołów, szczegółową charakterystykę szkieł, lokalizację witraży w świątyni, ich wymiary, opis, inskrypcje, kolorystykę, dane genea- logiczne dotyczące fundatorów i ich rodzin, czasem ocenę stanu zachowania, niekiedy odnośniki bibliograficzne. Czyli materiał bezcenny dla dzisiejszych badaczy. – O ile katalog opisowy zachował się w całości, o tyle część ilustracyjna przetrwała szczątkowo. W słupskim Muzeum jest 51 barwnych tablic, kilka jest w posiadaniu Pommersches Landes- museum w Greifswaldzie, kilka w rękach prywatnych. Przed kilku laty zupełnie nieoczekiwanie inne zaginione kopie witraży wykonane przez Hardowa trafiły do Muzeum Architektury we Wrocławiu celem dokonania ekspertyzy. Niestety, wkrótce ofertę sprzedaży wycofano, a ta część spuścizny Hardowa zniknęła ponownie – opowiada Krystyna Rypniewska.
Po śladach Hardowa Kustosz koszalińskiego muzeum ruszyła w ślad za przedwojennym badaczem. Na razie głównie przekopując się przez dokumenty. Pierwsze ustalenia pokazują, że mimo kruchości dziedzictwa i znacznych zniszczeń dokonanych nie tylko w wyniku działań wojennych sporo witraży przetrwało. – Czas ruszyć w teren za Hardowem, ale i zrobić jeszcze kolejne kroki, bo on opracował tylko grupę obiektów, czyli witraże nowożytne z XVI i XVII w. Przed nami jest cała wielka pozostała część, a więc witraże XIX i XX w. – zauważa i dodaje z nadzieją: – Myślę, że ta konferencja nie tylko da impuls do badań, ale i uświadomi wagę dziedzictwa witrażowego na naszym obszarze. Inne – nie wrogie
Konferencja, która wpisuje się w obchody 500-lecia Reformacji, odbyła się w Centrum Luterańskim w Koszalinie. Jak zauważa ks. Janusz Staszczak, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Koszalinie, jest ona przede wszystkim efektem dostrzeżenia spuścizny religijnej i kulturowej tych terenów. – Udawanie, że świat na Pomorzu zaczął się po 1945 r. donikąd nie prowadzi. Za to coś, co jest pozorną słabością, może być siłą. Najlepszym przykładem jest katedra koszalińska. Wybudowana została przez katolików. Po reformacji całe Pomorze przyjęło luteranizm. Była to jednak bardziej ewolucja niż rewolucja. Nie burzono, a przystosowywano do nowych potrzeb. Dawniej uważano, że ewangelicy popełnili błąd, dobudowując empory. Dzisiaj okazuje się, że dobrze się stało, bo niewielka dla potrzeb liturgii przestrzeń została powiększona. Nie była to złośliwość protestantów, którzy chcieli zademonstrować swoją przewagę, tylko taka była wówczas potrzeba – wyjaśnia duchowny. Przykład koszalińskiej katedry pokazuje też, że to, co „inne”, nie musi być „wrogie”. Od 100 lat na modlących się koszalinian z witraży spoglądają Marcin Luter i Filip Melanchton, niekiedy budząc zdumienie swoją obecnością w prezbiterium katolickiej świątyni. – W różnych miejscach Polski można usłyszeć o słynnym Lutrze z koszalińskiej katedry. Mnóstwo dykteryjek i zabawnych opowieści na ten temat krąży. I dobrze, bo witraże te przestały budzić emocje, a zaczęły budzić dumę. To część osobliwego, ale jednak dziedzictwa tych ziem. Przy odrobinie namysłu i pokory wobec historii mogą stać się też naszym dziedzictwem – dodaje ks. Staszczak.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się