Wydana przez grupę pasjonatów z Piły książka przywołuje świat zmieciony z powierzchni ziemi.
tekst i zdjęcia karolina.pawlowska@gosc.pl Najstarsze nastoletnie Eva i Susi w niemal identycznych sukieneczkach w kratkę, z białymi kołnierzykami, Rudi z poważną miną dziesięciolatka i malutka Marion, pieszczotliwie nazywana przez rodzinę Putty. Podpis pod fotografią przypomina, że dzieci państwa Guttmannów sfotografowano w 1939 r., a więc tuż przed ucieczką ze Schneidemühl. Ich ojciec Hermann był kierownikiem znanego domu towarowego mieszczącego się przy Posenerstrasse oraz weteranem Wielkiej Wojny. Ale zasługi dla kraju już nic nie znaczyły, bo jego kraj uznał, że Żydzi nie są już obywatelami. Nie są nawet ludźmi. Po listopadowym pogromie w 1938 r. Hermann na sześć tygodni trafił do Sachsenhausen. Nie było na co czekać. Dwie najstarsze córki wysłał Kindertransportem do Francji, co uratowało im życie. Z żoną, najmłodszą córką i synem uciekli do Berlina. Rudi zmarł na polio we wrześniu 1941 r. Miesiąc później jego rodzice i czteroletnia Marion zostali aresztowani i w liczącym ponad tysiąc mężczyzn, kobiet i dzieci transporcie wysłani do łódzkiego getta. Nikt nie przeżył. Jedna rodzina, jedna historia. Jak inne z przedwojennej Piły. Nie pozostało po nich tutaj nic. Nawet pamięć miasta, w którym żyli przez ponad cztery wieki. Grupa ludzi stara się ją przywrócić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.