W Koszalinie rodziny szensztackie poszukują symboli, które wyrażą ich wiarę. Letnie rekolekcje zgromadziły w koszalińskim CEF 25 małżeństw z dziećmi, łącznie 101 osób. Mimo że pochodzą nie tylko z naszej diecezji, łączy ich jedno: dążenie do ideału.
W ich domach stoi już sanktuarium domowe - miejsce modlitwy wyrażone w obrazie Matki Bożej, jaką możemy spotkać w wizerunku na Górze Chełmskiej. Ale sanktuarium domowe to coś więcej. - To wypływa ze zrozumienia, że jesteśmy żywym sanktuarium już jako Kościół domowy - wyjaśnia s. Krzysztofa Fulneczek. - Dlatego zależy nam, by tak to rozwijać, by było to coś bardzo autentycznego, żywego.
W tym ma pomóc rodzinom odkrycie własnego ideału sanktuarium oraz jego symboli. Rodzice podczas rekolekcji pomagają ponadto rozpoznać symbole własnym dzieciom. Magdalena i Wojciech Święcikowscy z Bydgoszczy przybyli do Koszalina z czterema córkami. - Starsze już wybrały. Na przykład Ola, która ma 9 lat, ma bojowy temperament i postanowiła, że jej symbolem będzie Michał Archanioł. Powiedziała, że chce bronić naszą rodzinę przed szatanem - mówi pani Magdalena.
Rodzice 9-latki są świadomi, że jej decyzja to jeszcze nie jest głęboki, ugruntowany akt, raczej odpowiedni do jej wieku. - Jednak wierzymy, że to będzie w niej dojrzewać, że zaprocentuje za jakiś czas. Może kiedyś ten moment wróci do niej i zrozumie to na nowo, w pełni - wyjaśnia pan Wojciech.
Utwierdza go w tym własne doświadczenie. - Ja sam zawarłem przymierze Miłości z Matką Bożą jako 14-latek i nie wiedziałem do końca, o co w tym chodzi - dodaje. - Dopiero po latach zobaczyłem, że od tamtego momentu Maryja prowadziła mnie krok po kroku. A tak naprawdę dojrzało to we mnie dopiero, gdy założyłem własną rodzinę.
S. Emanuela Hipnarowicz z Bydgoszczy zauważa, że trudnością dla rodzin jest nie tyle obranie ideału czy symbolu, co decyzja, żeby w ogóle podjąć głębszą refleksję nad swoją rodziną. - To podstawowy problem, że ludzie dużo wymagają od współmałżonka, od innych, od Kościoła, od szkoły - mówi s. Emanuela. - Natomiast trudniej jest im stanąć w prawdzie i zobaczyć, że coś trzeba zmienić w samym sobie. Trzeba stawiać raczej sobie pytanie: co mogę zrobić, aby tobie było ze mną lepiej?
Ten kryzys w dążeniu do świętości zauważa bp Edward Dajczak. W Eucharystii sprawowanej 7 sierpnia w kaplicy CEF podkreślił, że współcześni ludzie są bardziej podatni na kryzysy w rodzinie i małżeństwie niż dawniej. - Ludzie zdecydowanie w większym procencie utracili zdolność do obrony miłości - powiedział w homilii. - Klucz do nowego życia jest w tym, że poznajemy nasz niedomiar. I że ufamy, nie teoretycznie, ale z przekonaniem, że Jezus jest Słowem Życia i że to On działa przez nas.
Biskup nie kryje, że pielgrzymka do ideału chrześcijańskiego wiedzie przez pustynię. - Zawsze jest tak, że nawrócenie i przemiana są wtedy, gdy się wykonuje skok do przodu, nie do tyłu. Nawrócenie polega na rzucaniu się w ramiona Jezusa - podsumował biskup.