Koszalińsko-Kołobrzeski

Dzień Gryfa

Po raz czwarty koszalińscy Kaszubi i „kaszuboluby” spotkali się, by przypominać o tożsamości historycznej ziem pomorskich.

Informacja o tym, że Kaszubia to nie tylko wschodnia część Pomorza, z którą dzisiaj utożsamiamy tę krainę, powolutku znajduje swoje miejsce w świadomości społecznej. Pomagają w tym spotkania i prelekcje, takie, jak to, które zorganizowano w Archiwum Państwowym w Koszalinie. - To wiedza, która uleciała z kurzem przeszłości. Ale takie wydarzenia są świetna okazją do przypominania o tym, że Kaszubi byli ludnością autochtoniczną, słowiańską. W przestrzeni Pomorza byli obecni od VI w. - przypomina Joanna Chojecka, dyrektor placówki.  

Podczas spotkania opowiadała o kaszubskich wątkach pojawiających się w kronikach Koszalina i Sławna. - To jeden z cenniejszych, jeżeli nie najcenniejszy dokument, czyli pierwsza kronika Koszalina pióra Johanna Davida Wendlanda. Zwracam uwagę na nazwisko - już ono kieruje nas w kaszubskie obszary poszukiwań - mówi prezentując tekst kroniki.

Wendowie to jedna z nazw, którą na przestrzeni wieków nazywano rdzenną ludność tego obszaru. Podobnie, jak Kaszubi. Nazwę własną „Kaszubi” na światło dzienne wydobyli dominikanie. Założoną przez siebie jednostkę terytorialną sięgającą od Tczewa i Gdańska aż po Gryfię (Greifswald) i Pozdawilk (Pasewalk) nazwali kontratą kaszubską. Z korespondencji zakonnej wynika, że terytorium zamieszkane przez Kaszubów utożsamiali oni z księstwem Gryfitów. Wiedzę tę przenieśli do Rzymu, skąd wróciła jako tytuł księcia uznamsko-szczecińskiego Bogusława - dux Cassubie, użyty w bulli papieża Grzegorza IX z 19 marca 1238 r.

- Kaszubi to ci Słowianie, którzy począwszy od VI w. zajęli całe Pomorze: po Brugię na zachodzie i po ujście Wisły na wschodzie. Utworzyli swoje własne państwo: Księstwo Zachodniopomorskie. Różne są teorie, ale większość badaczy skłania się do uznania, że początek dynastii Gryfitów dał Warcisław I, który urodził się na grodzie w Kołobrzegu. To był wówczas największy gród kaszubskim na Pomorzu - opowiada Wacław Nowicki, prezes odradzającego się koszalińskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, a zarazem niestrudzony badacz pomorskiej historii i popularyzator wiedzy o kaszubskiej tożsamości tego regionu.

Wyjaśnia też skąd obecność Gryfa. Ten fantastyczny stwór stał się bohaterem roku 2014. Rok Gryfa miał na celu wzmocnienie poczucia tożsamości regionalnej oraz promocję i utrwalanie zarówno historycznej, jak i współczesnej kultury Pomorza Zachodniego. Można go znaleźć w herbie województwa, ale również w wielu herbach powiatów, miast czy gmin regionu. Najstarszym jednak zachowanym świadectwem obecności gryfa na Pomorzu jest jego wizerunek na pieczęci z 1214 r. Tej samej, do której nawiązuje dzisiejszy herb Koszalina. - To pieczęć księcia Bogusława II, odciśniętej na pierwszym koszalińskim dokumencie z 23 października 1214 r. w którym nadawał osadę Koszalin norbertanom z Białoboków - wyjaśnia Wacław Nowicki.

Dzień Gryfa   W gościnnych progach Archiwum Państwowego Kaszubi spotkali się po raz czwarty. Karolina Pawłowska /Foto Gość Uczestnicy spotkania mieli okazję zajrzeć także w świat znikających obrzędów i zwyczajów kaszubskich. – Nie da się ich zebrać w jednym filmie. Nawet czasami rozmowy po projekcji kończą się humorystyczną zachętą: no to czekamy na serial – przyznaje Piotr Zatoń, który razem z Eweliną Karczewską stworzyli film „Na psa urok”. Uroki i ich odczynienia też pojawią się na ekranie. - Są takie zwyczaje czy obrzędy, do których raczej nikt wprost nie chce się przyznać. Niby wszyscy we wsi wiedzą, ale rozmówcę znaleźć ciężko. Na przykład o szeptunkach odczyniających uroki. One nadal są i jedną z nich udało nam się namówić do wystąpienia przed kamerą - opowiada filmowiec.

To ich drugi film poświęcony kaszubskim tradycjom. – Nasz pierwszy cel to ocalenie od zapomnienia. Nasza reżyserka często mówi, jak bardzo żałuje, że nie utrwaliła opowieści swojej babci. Nikt tego nie zapisał, nie zarejestrował. Więc to głównie nam przyświecało. Potem okazało się, że zainteresowani naszymi filmami są nie tylko Kaszubi, ale także ludzie, którzy chcą poznać ten świat - mówi Piotr Zatoń.

- 30 procent naszych członków nie ma kaszubskich korzeni, ale po prostu jest zainteresowana historią tych ziem - przyznaje Wacław Nowicki.

- Dlatego moim zadaniem jest edukacja, której zabrakło i w szkołach, i w przestrzeni społecznej. Brakuje jej również w promocji tego regionu. Niekiedy zarzuca mi się, że nie Kaszubi, tylko Wenedowie, że nie grodzisko kaszubskie, tylko pomorskie… Tymczasem to tożsame nazwy, tyle, że pochodzące z różnych okresów - mówi i dodaje, że bez wątpienia Kaszuby się odradzają, choćby tylko w pamięci dzisiejszych mieszkańców Pomorza.

Taki cel stawia sobie również o. Janusz Jędryszek, gospodarz Świętej Góry Polanowskiej. Od trzech lat w czerwcu zaprasza do swojej pustelni na kaszubski odpust.

- Nie tylko Kaszubów, ale mieszkańców całego Pomorza, żeby mieli odniesienie historyczne, gdzie żyją. Jeśli nie ma się korzeni, jest się tylko przechodniem. A gdzie mamy szukać korzeni? Przecież nie z góralszczyzny czy kurpiowszczyzny - mówi franciszkanin i dodaje:

- Co ciekawe, nie-Kaszubi bardziej interesują się kaszubską spuścizną tych terenów niż ci, którzy mają kaszubskie korzenie. Przykładem jest popularność nauki języka kaszubskiego w Słupsku, która jest większa niż na terenach uważanych za rdzennie kaszubskie. Może to dlatego, że miejscowi nie doceniają wartości, które mają dzieciństwa pod nosem. Dla ludzi z zewnątrz jest to ciekawe, intrygujące i… ważne.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..