Czy celebracja to pole bitwy "starego" z "nowym", czy aktywizacja ciała jest równie ważna jak aktywizacja duszy i czy muzyka liturgiczna jest jeszcze nośnikiem piękna - między innymi na te pytania starali się odpowiedzieć uczestnicy konferencji w Koszalinie.
O miejscu liturgii i muzyki liturgicznej we współczesnej debacie teologicznej dyskutowano w Wyższym Seminarium Duchownym. Interdyscyplinarne grono ekspertów zastanawiało się między innymi nad tym, jak dotykać tajemnicy spotkania Boga z człowiekiem podczas liturgii i czy zbyt łatwo nie tracimy z oczu misterium. O korzeniach liturgii sięgających żydowskich rytuałów ofiarniczych mówił ks. prof. Janusz Lemański, biblista, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego, zaś argumenty epistemologiczne i kognitywne za starsza formą rytu rzymskiego przedstawiał ks. dr hab. Wojciech Grygiel, prodziekan ds. naukowych i współpracy z zagranicą Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.
Zastanawiano się również, czy w 10 lat po papieskim motu proprio „uwalniającym” Mszę św. sprawowaną w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego zwolennikom starego porządku i posoborowej reformy bliżej do siebie czy dalej. Tymczasem można odnieść wrażenie, że zwolennicy „starej” i „nowej” liturgii okopują się coraz mocniej na swoich pozycjach i z obydwu stron padają niekiedy ogniste pociski.
- Nawet najbardziej ogniste spory mają nas doprowadzić do większego zrozumienia, do dbałości i gorliwości o służbę Bożą - podkreśla ks. Bujak i powtarza za kard. Robertem Sarahem, prefektem Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, jak ważne są najdrobniejsze gesty wykonywane podczas liturgii.
Karolina Pawłowska /Foto Gość Watykański minister ds. liturgii niejednokrotnie zachęca do czerpania z nadzwyczajnej formy rytu. Po raz kolejny zaproponował, aby począwszy od tegorocznego Adwentu księża znów zaczęli odprawiać Msze „ad orientem”, twarzą „na wschód”, a nie do wiernych.
- Człowiek jest duchem wcielonym i dla wyrażenia swojej miłości do Boga, która nosi w sercu potrzebuje ciała, gestów. Dlatego tak ważną sprawą jest sprawowanie liturgii w sposób świadomy, z zachowaniem rytuałów, które podkreślają niezwykłość wydarzenia, mają naszego ducha i umysł wznieść do Boga. Kard. Sarah za papieżem Benedyktem XVI mówi, że to, czego liturgia nowa może nauczyć się od starej, to prymat Boga. Tymczasem zdarza się, że najważniejszą rzeczą na ołtarzu jest... mikrofon. To na nim skupia się cała uwaga. Albo wręcz celebrans skupia całą uwagę na sobie. Takie gesty, jak zwrócenie się ku wschodowi, postawienie krzyża przed celebransem czy cisza mogą nauczyć nas, sprawujących i uczestniczących w liturgii w nowym rycie, że to nie nasza aktywność fizyczna jest najważniejsza - tłumaczy ks. Bujak i zaznacza, że aktywny udział w liturgii nie oznacza klaskania, podskakiwania, nieustannego wykonywania jakichś czynności.
- Eucharystia nie jest spotkaniem aktywizującym w sensie fizycznym, tylko duchowym - dodaje.
Pomocą w tym powinna być muzyka. O muzyce liturgicznej jako logike latreia mówiła dr Antonina Karpowicz-Zbińskowska, zaś o nawróceniu jako punkcie wyjścia odnowy muzyki liturgicznej dr Łukasz Bilski. Wydana w tym roku Instrukcja Konferencji Episkopatu Polski przypomina, że muzyka w liturgii nie jest jej „oprawą”, ale integralnie wiąże się z celebracją świętych obrzędów.
- Tymczasem łatwo usprawiedliwiamy bylejakość. Przez furtkę „potrzeba duszpasterska” możemy przepuścić wszystko. Nawet nasze lenistwo. Jeśli bylibyśmy naprawdę świadomi, w czym uczestniczymy, to przygotowywalibyśmy tę liturgię dzień i noc, żeby była najpiękniejsza. To przecież spotkanie z żywym Bogiem! - zaznacza ks. dr hab. Robert Tyrała, profesor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Swoim wykładem prowokował do pytania czy muzyka liturgiczna jest jeszcze nośnikiem piękna. By tak było potrzeba dwóch czynników: jakości i formacji.
- Są ważne i zespoły młodzieżowe, i śpiewające dzieci. Tylko nie możemy ich oszukiwać. Musimy dać im wymagania, które sprawią, że zrozumieją po co śpiewają, dla Kogo grają. Naszą rolą jest prowadzenie ich do piękna. Młodzi nie chcą bylejakości. To my im wmawiamy, że „młodzieżowe” znaczy wygodniej, szybciej, z mniejszą dbałością - zaznacza odwołując się do doświadczeń związanych z przygotowaniami do Światowych Dni Młodzieży.
Karolina Pawłowska /Foto Gość - Przypominam sobie wielką dyskusję nad łaciną: nikt tego nie zrozumie, to się nie sprawdzi. Okazało się, że stworzona przez Henryka Jana Botora Msza jest powszechnie śpiewana. Nie ma tygodnia, żeby ktoś nie przysyłam maila z prośbą o partyturę! I posyłam ją każdemu, kto chce. Wiele osób mówi o wzruszeniu towarzyszącym wykonaniu części z tej Mszy. To znaczy, że potrzebujemy piękna. I poczucia sacrum. Po soborze, gdy odeszliśmy od łaciny zasadniczo, straciliśmy trochę jego poczucie. Ale to sacrum jest obecne także gdy sprawujemy w języku polskim. Kiedy śpiewamy podczas liturgii wchodzimy w dialog z Bogiem, nie z księdzem. Bierzemy udział w czymś wyjątkowym, nad czym tak łatwo przechodzimy do porządku dziennego - mówi ks. Tyrała.
Kościół ma dzisiaj kłopot z przekazem człowiekowi misterium Boga. Kłopot z człowiekiem, który nie tylko nie chce szukać, ale i nie ma z tego powodu żadnego problemu ani niepokojów - przypominał na rozpoczęcie koszalińskiej konferencji bp Edward Dajczak, życząc, by debata przyniosła dobre owoce.
- Życzę takich poszukiwań, które choć trochę zmienią życie, choć trochę odkryją drogi Boga, dzięki których trochę bardziej zrozumiemy bliźniego, który niekoniecznie musi czuć tak samo jak my. Dobrze, że szukamy. Wtedy zawsze jest trochę bliżej do Boga - podkreślał biskup.