– Ta dziewczyna stała się dla nas symbolem, wokół którego udało się zjednoczyć ludzi różnych środowisk i zdziałać wiele dobra – mówią mieszkańcy Czarnego. Żeby o niej rozmawiać, zaprosili specjalistów i sympatyków z całej Polski.
Podczas sympozjum głos zabierali przyjaciele „Inki”, którzy przywracają pamięć o młodziutkiej sanitariuszce V Wileńskiej Brygady AK. – Komuniści zrobili chyba wszystko, żeby zatrzeć ślad po żołnierzach wyklętych, ale oni powracają – zwraca uwagę prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej. Dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji opowiadał o kierowanych przez siebie poszukiwaniach ciał Danuty Siedzikówny i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”, dowódcy 2 Kompanii 4 Wileńskiej Brygady AK. Przyznał, że odnalezienie „Inki” było jak nierealne marzenie. Niewiele brakowało, a do prac na kwaterze XIV w ogóle by nie doszło. Piotr Szubarczyk z gdańskiego IPN nie ma wątpliwości, że to, co się wydarzyło na cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku we wrześniu 2014 r., wymyka się normalnemu pojmowaniu. Takich niewytłumaczalnych spraw związanych z „Inką” znajduje więcej.
– Pierwsza uroczystość ku czci „Inki” i „Zagończyka” odbyła się na cmentarzu Garnizonowym w 2002 roku. Poszukałem zdjęć sprzed 15 lat. Ksiądz arcybiskup stał na chodniku między grobami, modlił się w ich intencji, prosząc także o odnalezienie ciał. Obok stała kompania honorowa straży granicznej. Łuski z salwy honorowej sypały się na chodnik, pod którym leżeli. Nie mieliśmy wówczas zielonego pojęcia, gdzie są ich szczątki – opowiada. – „Inka” jest ikoną całego pokolenia. Walczyli, bo wartości były dla nich najważniejsze – uważa ks. dr Jarosław Wąsowicz, dyrektor Archiwum Salezjańskiego Inspektorii Pilskiej, inicjator przedsięwzięcia „Serce dla Inki”. Jedna ze srebrnych urn zawierających prochy Danuty Siedzikówny znajduje się też w Czarnem. Bo tam „Inka” ma swoich ludzi. Jest także patronką miejscowej szkoły. – W głosowaniu wygrała z hetmanem Koniecpolskim. A zastąpiła marszałka Rokossowskiego. Ta prosta dziewczyna, sanitariuszka. Bo nie stopnie oficerskie są najważniejsze, ale wartości, które niesie się w sercu. I te wartości porywają do działania – mówi Mariusz Birosz, który stoi na czele Stowarzyszenia „Brygada Inki”. Dzięki „Ince” powstały drużyny harcerskie, a dla Polaków na Kresach płyną dary. – Dlatego nadaliśmy sympozjum tytuł: „Inka wyzwala dobro”, bo tak rzeczywiście jest – dodaje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się