- Po prostu być - to niejednokrotnie ważniejsze niż środek przeciwbólowy - powiedział bp Edward Dajczak, błogosławiąc nowe hospicjum stacjonarne w Szczecinku.
Uroczystość odbyła się 11 lutego w kościele pw. św. Franciszka, przy którym powstało hospicjum pod patronatem świętego z Asyżu. Placówka jest dziełem stowarzyszenia, które od 2006 roku działa przy szczecineckiej parafii.
- Pomysł zrodził się w sercach ludzi świeckich, lekarzy, którzy zauważyli, że Szczecinek jest swoistą białą plamą na hospicyjnej mapie regionu. Budowa hospicjum trwała 5,5 roku. Wciąż trwają ostatnie prace przy wyposażaniu obiektu, ale jesteśmy już gotowi na przyjęcie chorych. Mamy 15 miejsc. Liczymy, że uda nam się podpisać kontrakt z NFZ na 10 łóżek. 5 będzie funkcjonowało na zasadzie komercyjnej - wyjaśnia ks. Marek Kowalewski, proboszcz oraz prezes Stowarzyszenia "Hospicjum im św. Franciszka z Asyżu".
Być może pierwsi pacjenci trafią do nowej placówki już w marcu.
Spiritus movens przedsięwzięcia jest Dorota Szpernalowska, doktor nauk medycznych, specjalista neurolog. Jak przyznaje, hospicjum to coś więcej niż placówka medyczna. - Ja często mam świadomość, że wobec człowieka terminalnie chorego moje możliwości medyczne już się skończyły. Dlatego jestem tu przede wszystkim człowiekiem - mówi dr Szpernalowska.
Doświadczona lekarka przyznaje, że nie wyobrażała sobie tego typu placówki bez zapewnienia jej pacjentom opieki duchowej. - To zawsze było dla mnie bardzo ważne. Wiedziałam, że bez Kościoła nie da się stworzyć takiego miejsca - podkreśla.
W szczecineckim hospicjum jako pielęgniarki pracować będą m.in. siostry albertynki, które zamieszkały w specjalnie wydzielonej części budynku. - Jesteśmy wykwalifikowanymi pielęgniarkami. Naszym zadaniem jest sprawienie, żeby ostatnie chwile życia człowieka były jak najlepsze. Medycyna jest dzisiaj bardzo rozwinięta, ale nie tylko ona jest tutaj ważna. Chodzi też o bycie z drugim człowiekiem. To, że chodzę w habicie, jest dla ludzi czytelnym znakiem, iż jestem człowiekiem Boga i że mogą ze mną mieć inną relację niż z każdym innym pracownikiem medycznym - mówi s. Barbara Gołębiewska, jedna ze szczecineckich albertynek.
Mimo że hospicjum związane jest z Kościołem, miejsce znajdą w nim także pacjenci niewierzący. - Wyznanie czy stosunek do Kościoła nie mają tutaj znaczenia. Najważniejszy jest chory - zapewnia ks. Kowalewski.
Koszty budowy hospicjum to kilka milionów złotych. Pieniądze udało się zebrać dzięki dobrej woli niektórych samorządów, a także wielu prywatnych osób i firm. Przez lata odbywały się też zbiórki na ten cel m.in. na cmentarzach, nie tylko w samym Szczecinku.
- Pewnego dnia przyszła pewna pani, która dopiero co pochowała swojego męża, chorującego na raka. Powiedziała, że dzięki jego chorobie zrozumiała, czym jest walka z nowotworem. Postanowiła przekazać na budowę hospicjum obrączkę męża. To pokazuje, z jaką miłością ludzie podchodzą do tego miejsca - opowiada ks. Kowalewski.
O znaczeniu opieki hospicyjnej mówił bp Dajczak podczas Mszy św. poprzedzającej pobłogosławienie nowej placówki. - W hospicjum stadium choroby jest poważne, dlatego musi ono być miejscem, w którym tętni miłość. Bez niej nie ma żadnego hospicjum. Tu dokonuje się przekraczanie granic, nie tylko poprzez profesjonalną opiekę nad chorym - powiedział.
Nawiązując do odczytanej Ewangelii o uzdrowieniu trędowatego, ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej powiedział: - Ten dotyk miłości Jezusa musi zostać w rękach wszystkich, którzy będą tu dotykać chorych. Wtedy będzie to dotyk Jezusowy, uzdrawiający, wzmacniający, dający światło w ciemności choroby.
Na uroczystości obecni byli parlamentarzyści oraz przedstawiciele samorządów ze starostą szczecineckim Krzysztofem Lisem na czele. Obecne były także siostry albertynki, m.in. przełożona generalna s. Teresa Maciuszek z zarządem generalnym z Krakowa oraz s. Klara Szarafińska, przełożona prowincji poznańskiej z zarządem.