Bez uczniów, ale z myślą o nich - ok. 100 katechetów zjechało się do diecezjalnego sanktuarium. Zawierzyli swoją pracę i związane z nią trudności Maryi, nauczycielce zaufania Bogu.
Przed słynącą łaskami Pietą składali radości związane z przyprowadzaniem młodych do Boga, ale też to, co w katechizowaniu na co dzień doskwiera: trudności w rozpalaniu wiary młodych, obojętność religijna ich rodziców, deprecjonowanie zawodowe czy niedocenianie wkładanego w pracę zaangażowania.
- Potrzebujemy tego, co wyraża skrzatuska Pieta: zaufania Bogu. Zwłaszcza w tych trudnych sytuacjach. Kiedy wydaje nam się, że wiara tych, których katechizujemy, umiera, jest w stanie agonalnym, potrzebujemy tej ufności Maryi trzymającej na swoich rękach martwe ciało Jezusa, a mimo to spoglądającej z nadzieją. Ona wie, że to nie koniec, że owoce będą jeszcze piękniejsze niż można było oczekiwać. Tego wzroku pełnego nadziei, takiego patrzenia w przyszłość w zaufaniu, że Bóg zatroszczy się o owoce tego, co robimy jako katecheci, bardzo nam dzisiaj potrzeba - podkreśla ks. dr Radosław Mazur, dyrektor Wydziału Katechetycznego kurii biskupiej.
Katechizowanie bywa nie lada wyzwaniem, tym bardziej potrzeba miejsca na łapanie duchowego oddechu. - Momentami jest bardzo trudno. Czasem trzeba się zmagać z uczniami, często z ich rodzicami, którzy potrzebują dużo modlitewnego wsparcia - przyznaje Beata Patrzyk, katechetka z wałeckiej Szkoły Podstawowej nr 1. Do Skrzatusza ma niedaleko, więc często tu sama zagląda. - Szukam tutaj ciszy, oddechu, ale też pomocy Maryi. Myślę, że właśnie tak powinniśmy też jako katecheci przychodzić do Niej - jak do Matki - uważa.
Uczący katechezy przyznają, że ci, którzy prowadzą do Boga, sami potrzebują dobrych ścieżek. - Moje katechizowanie to mnóstwo radości, ale też spraw trudnych, jak dotykanie tajemnicy cierpienia. Zwłaszcza rodzice moich niepełnosprawnych uczniów często zmagają się ze zwykłym ludzkim poczuciem niesprawiedliwości czy bólu. Jeśli sama nie zawierzę swojej pracy, swoich obaw czy trudności Bogu, nie będę miała siły przyprowadzać tych rodziców pod krzyż Jezusa, żeby mogli stąd czerpać nadzieję - mówi Elżbieta Kamińska, katechetka kołobrzeskiej „Piątki” oraz Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego „Okruszek”.
Cieszy się, że po raz pierwszy zjechali się do Skrzatusza branżowo, jako katecheci, choć nie zawodowo, bo bez podopiecznych. - Często bywa tak, że jeżdżąc na pielgrzymki czy rekolekcje, jesteśmy tam służbowo. Niby się człowiek modli, ale oczy musi mieć dookoła głowy, pilnując dzieci. Warto skorzystać z takiej okazji, żeby być tutaj dla Boga, nie tylko dla naszych uczniów, których do Niego przyprowadzamy - dodaje jej kołobrzeska koleżanka po fachu Izabela Jankowiak.
- Miałam taki czas w swoim życiu, kiedy zastanawiałam się, ile jest we mnie prawdziwej wiary, a ile pozy osoby, która zobowiązana jest do dawania świadectwa uczniom. Czy to, co robię, jest prawdziwe? Dobrze mieć możliwość zweryfikowania tego, stanięcia przed Panem Bogiem także ze swoimi wątpliwościami, porozmawiania z Szefem o pracy - dodaje z uśmiechem.
- Dzisiaj przyjeżdżamy bez uczniów, ale też z myślą o nich: jeżeli chcemy przekazywać innym Pana Boga, jeżeli chcemy Go pokazywać, sami musimy do Niego jeszcze mocniej przylgnąć. Chcemy odkrywać radość z naszej wiary, głębię własnej relacji z Bogiem, żeby nasze przekazywanie wiary było prawdziwe, autentyczne - podkreśla ks. Radosław Mazur.