W wyblakłych dziecięcych twarzach rozpoznają siebie sprzed dziesięcioleci. Czas zatarł złe wspomnienia. Zostały tylko dobre oczy matki przełożonej.
Żeby zastać panią Krystynę w domu, trzeba mieć nieco szczęścia. Jeśli nie organizuje jakiegoś przedsięwzięcia, to udziela korepetycji. Albo jest w drodze do Gdańska, Warszawy i jeszcze dalej. Nie wypada damie zaglądać do metryki, ale w tym przypadku warto: rocznik 1936. – Jestem dzieckiem Warszawy. Nie znałam rodziców. Trafiłam do domu dziecka ks. Boduena przy ul. Nowogrodzkiej, następnie do sióstr. A potem była piękna Łomna... – wspomina z rozmarzeniem Krystyna Wójtowicz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.