Jaki związek z tym miastem mają bohaterscy obrońcy fortu? Niemały, choć to niemal zupełnie zapomniana historia. Przywołali ją twórcy edukacyjnego filmu.
Obraz zrealizowany został dzięki współpracy koszalińskich pasjonatów historii i filmowców. – To wątek mało znany lub w ogóle obcy koszalinianom. Kilka lat temu był pomysł, żeby uhonorować westerplatczyków tablicą. Sprawa upadła. Teraz temat jest martwy, a po obecności żołnierzy w mieście nie ma nawet śladu – przyznaje Marcin Maślanka z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf”, reżyser i scenarzysta filmu. Heroiczna obrona fortu to jedna z najchwalebniejszych kart polskiego oręża. Ślad tego wydarzenia prowadzi również do Koszalina.
To właśnie westerplatczycy byli pierwszymi mieszkańcami miasta i pomagali w jego odbudowie. Spędzili tu kilka tygodni w marcu i kwietniu 1945 r. – Obrońcy Westerplatte trafili do niewoli. Gdy zaczął się zbliżać front, pieszo popędzono ich na zachód. W pobliżu Sławna pilnujący ich Niemcy uciekli, a Sowieci kazali im iść do Koszalina – opowiada M. Maślanka. – Najbardziej pragnęli wrócić do domu po sześciu latach niewoli, ale dostali propozycję nie do odrzucenia, żeby zostać swego rodzaju strażnikami miasta, które miało być odtąd polskie – dodaje rekonstruktor. Zatrzymali się w budynku przy dzisiejszej ulicy Andersa. Razem z polskimi pionierami patrolowali i porządkowali miasto. Potem rozjechali się w różne strony kraju, ale część z nich została. Jednym z tych, którzy osiedlili się na tzw. Ziemiach Odzyskanych, był kpr. Michał Pryczek. Jego spisane wspomnienia pomogły w zbudowaniu fabuły filmu.
Zaszczyt
Premiera odbyła się w wypełnionej do ostatniego miejsca sali kinowej Koszalińskiej Biblioteki Publicznej. Wzięli w niej udział także aktorzy rekonstruktorzy z kilku pomorskich grup. – Westerplatte jest ikoną. Nie ma chyba Polaka, który by nie kojarzył tego hasła. Kiedy ma się świadomość, że chociaż na kilka chwil można stać się jednym z tych, którzy tak bohatersko się bronili, nie da się pozostać obojętnym – mówi Zbigniew Izraelski z Bałtyckiego Stowarzyszenia Miłośników Historii „Perun”. Jakub Binaś jest najmłodszym z aktorów. Przyznaje, że udział w filmie był dla niego wielkim przeżyciem.
Jedną ze scen zapamięta jednak szczególnie. – Kręciliśmy ją kilka razy. Miałem przynieść porucznikowi białą flagę do wywieszenia. Biegałem w 30-stopniowym upale po piasku i za każdym razem porucznik krzyczał na mnie, że rozkaz poddania się mam przynieść na piśmie. Tak to przeżywałem, że potem w nocy mi się jeszcze śniło – przyznaje piętnastolatek.
Obok amatorów w filmach o koszalińskich historiach zapomnianych grają też profesjonaliści. Mikołaj Mongiało zwykle na ekranie pojawia się w epizodycznych rolach serialowych. – Najczęściej gram negatywnego bohatera, tu miałem okazję wcielić się w jednego z wyjątkowych ludzi. To film edukacyjny, stworzony po to, żeby opowiedzieć tę wspaniałą historię. Tym bardziej cieszę się, że miałem możliwość włożenia polskiego munduru i dołożenia czegoś od siebie, by ją ocalić – mówi pochodzący z Koszalina aktor.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się