Kilkaset osób zebrało się na stacji Koszalińskiej Kolejki Wąskotorowej, by nie tylko obejrzeć widowisko historyczne odbicia Niemcom pociągu pancernego Panzerzug 22, ale i pokrzepić serca.
Wśród widzów nie brakowało rodziców lub dziadków z potomkami i co rusz dało się słyszeć słowa: "Spokojnie, dziś my wygramy".
Widowisko zaprezentowane 10 listopada przybliżyło wydarzenia, jakie rozegrały się podczas powstania wielkopolskiego w Zamościu: nieopodal stacji kolejowej w Rynarzewie powstańcy zdobyli niemiecki Panzerzug 22, który potem - jako pociąg pancerny "Danuta" - był wykorzystany przez Polaków w walkach o utrwalenie niepodległości Polski, zaś w 1939 r., po gruntownej przebudowie - w obronie polskich granic. Odległe wydarzenia zaprezentowali rekonstruktorzy z Bałtyckiego Stowarzyszenia Miłośników Historii "Perun" i Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego "Odkrywcy". Do koszalińskich rekonstruktorów, wśród których jest potomek powstańca wielkopolskiego Kuba Panek, dołączyli koledzy z Kcyni, również wnukowie żołnierzy walczących w powstaniu wielkopolskim. To ma związek z Koszalinem, ponieważ na tutejszym cmentarzu spoczywa cała kompania powstańców wielkopolskich.
- Powstanie wielkopolskie wpisuje się w walkę o odzyskanie niepodległości, dlatego chcemy zainteresować mieszkańców tym wydarzeniem - powiedział Zbigniew Izraelski z BSMH "Perun". - Gdyby nie wojska wielkopolskie, nie wiadomo, jak potoczyłyby się walki na wschodzie kraju. Przez to widowisko chcemy uhonorować pamięć bohaterskich Polaków.
Pasjonat historii jest przekonany, że ożywiony przekaz historycznych wydarzeń pobudza obserwatorów do zainteresowania historią i umacnia dumę z bycia Polakiem. - Niemcy będą musieli nam dzisiaj oddać Panzerzug 22. I to będzie nasza "Danuta" - kwituje batalistyczne sceny Z. Izraelski.
Leopold Budniewski z SHE "Odkrywcy", który wystąpił w roli sapera i nieumundurowanego żołnierza, jest przekonany, że warto pokazywać odległą historię w inscenizacjach. - Polityka historyczna jest bardzo ważna, ważna jak duma narodowa, pamięć o dziejach ojczyzny - przekonuje. I choć, według niego, dobrym nauczycielem historii są książki, warto też postawić się na chwilę na zainscenizowanym polu bitwy i przeżyć ją we własnej wyobraźni. - Wierzę, że to ma sens, że to coś ludziom da.
Henryk Szyc przybył na stację wąskotorówki z wnukiem. Nie pierwszy raz są widzami historycznego pokazu, także w domu rozmawiają o historii. - Dyskutujemy, co się kiedyś działo, dlaczego, jakie były konsekwencje i czy można było zrobić coś inaczej. Rozumiemy przy tym, że łatwo wyciąga się te wnioski dzisiaj, inaczej było, gdy te wydarzenia trwały - tłumaczy pan Henryk, przyznając, że z perspektywy czasu nasuwają się niekiedy odmienne decyzje niż te, które podjęto lata temu.
Wnuk pana Henryka Szymon Kowalczuk woli rekonstrukcje od filmu. - Wszystko jest bardziej żywe, widać, jak rozwijała się dana sytuacja. Można dokładnie obejrzeć umundurowanie, uzbrojenie, dotknąć tego - mówi 11-latek. I waha się, zastanawiając się, co jest ciekawsze - dziadka opowieści czy rekonstrukcje. Przyznaje, że to drugie, ale przecież to dwa w jednym: jest tu z dziadkiem, a potem będą mieli temat do kolejnej dyskusji.