W słupskim Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym warsztaty ze słowem Bożym prowadzi o. Jose Maniparambil. Jak trafić z orędziem Ewangelii do osób z obniżoną zdolnością percepcji? Czym jest zdolność percepcji... Boga?
W słupskiej placówce uczą się dzieci i młodzież z różnym stopniem niepełnosprawności intelektualnej i fizycznej. Znany w Polsce z licznych rekolekcji indyjski biblista podjął wyzwanie poprowadzenia dla nich warsztatów biblijnych.
- Dla mnie to nic nowego. W Indiach pracuję z takimi dziećmi od samego początku mojego kapłaństwa, czyli już od 30 lat. Takie dzieci, owszem, są w jakiś sposób niepełnosprawne, ale mają też wiele innych sprawności. Naszym zadaniem jest pomóc im odkryć te sprawności, aby mogły z nich korzystać - mówi o. Jose.
Mariola Iwańska - od wielu lat katechizująca w słupskim SOSW - przyznaje, że otwartość jej uczniów na wartości duchowe jest nieraz zadziwiająca.
- Jest to jakiś fenomen. Te dzieci mają Boży rozum, czyli nieprzekombinowany. Nie muszą wszystkiego sprawdzać, tylko przyjmują to sercem. Przecież one nigdy nie przeczytają traktatów dogmatycznych, ale pewne rzeczy po prostu czują. Kiedyś na lekcję przyniosłam książkę o ojcu Pio. Leżała na biurku. Chłopiec podszedł, podniósł ją, pocałował wizerunek zakonnika i powiedział do całej klasy: "To jest święty człowiek". On tej książki nigdy nie przeczyta, ale tak to wyraził - opowiada M. Iwańska.
O. Jose Maniparambil z uczniami SOSW ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Doświadczona nauczycielka tłumaczy, że Pan Bóg ze swoją łaską niejako omija intelektualne problemy swoich dzieci i dociera prosto do ich serc. Paradoksalnie może się więc okazać, że sprawność intelektualna ludzi zdrowych, jeśli przyjmuje formę zimnego intelektualizmu, staje się w istocie niepełnosprawnością prowadzącą wręcz do niezdolności do żywego kontaktu z Bogiem. Nie chodzi o to, żeby negować rolę rozumu, co rodziłoby z kolei inne problemy. Katechetka mówi, że dzieci z SOSW uczą ją prostoty i pokory wobec Boga.
Warsztaty prowadzone przez o. Jose mają bardzo prostą formę. Duchowny czyta krótki fragment z Pisma Świętego, w prostych słowach wyjaśnia jego znaczenie, a następnie stara się przełożyć go na bardzo praktyczne wskazówki.
- To nie może być wykład, ale pokazanie, że Bóg naprawdę jest i działa. Dzisiaj będę im mówił o nieustannej modlitwie. Chcę im przekazać, że modlitwa nie odbywa się tylko w wyznaczonym czasie, ale że zawsze można się modlić - od początku, do końca dnia. Chcę im powiedzieć, że można nawet spać w Panu. Zahaczamy więc tutaj o mistykę. Będę się z nimi razem modlił. Pokażę im, jak to robić, jak rozmawiać z Bogiem - mówi duchowny.
Jego zadanie nie jest łatwe. Wymaga cierpliwości. W sali, w której odbywają się zajęcia, nie zawsze jest cicho. Niektóre dzieci słuchają z uwagą, inne na bieżącą komentują, albo nie są za bardzo zainteresowane tym, co się dzieje. Jeszcze inne mają potrzebę wyrażenia swojej obecności ruchem. Jak mówią nauczyciele, reakcje te nie są wynikiem braku wychowania.
Dlatego w przeprowadzeniu warsztatów o. Jose pomaga 11-osobowy zespół muzyczny, który tworzą członkowie toruńskiej wspólnoty "Królewskie Dziedzińce" działającej przy Wydziale Teologicznym UMK.
Zespół wspólnoty "Królewskie Dziedzińce" z Torunia ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Jesteśmy tu po to, żeby pomóc dzieciom przyjąć przekazywane przez ojca treści. Robimy to przez ruch, światło i dźwięk. Serce musi być odpowiednio nastawione na przyjęcie słowa. Pomagają w tym emocje. My się czasem ich boimy, ale one są częścią naszej natury. Jeżeli współgrają z intelektem, treści lepiej zapadają w pamięć, głębiej wchodzą w serce. Tym, co robimy, chcemy wywołać u dzieci pozytywne emocje, które pomogą im otworzyć się na Ewangelię - wyjaśnia Aleksander Sztramski, lider wspólnoty.
O znaczeniu warsztatów mówi także Katarzyna Głuszek, która w SOSW zajmuje się rehabilitacją ruchową uczniów.
- Dobrze, że te warsztaty się odbywają. Ciało i duch są tak samo ważne. Musi między nimi być harmonia. Widzę, że to słowo jakoś trafia do naszych dzieci. Coś dobrego się dzieje - cieszy się nauczycielka.
Częścią słupskich warsztatów, które trwają od 17 do 18 stycznia, są także dobrowolne spotkania z rodzicami dzieci i nauczycielami.
- Wielu rodziców, którzy mają dzieci z różnym stopniem niepełnosprawności uważa, albo uważają tak ich znajomi, że jest to ich życiowe przekleństwo. Sądzę jednak, że perspektywa "przekleństwa" nie jest właściwa - mówi o. Jose, proponując perspektywę wiary: - To są szczególnie, wybrane dzieci, Boże dzieci, które Bóg powierza wyjątkowym rodzicom, aby się nimi zajęli - wyjaśnia, przytaczając fragment Ewangelii. - U św. Jana znajdujemy opowieść o człowieku niewidomym od urodzenia. Ludzie pytają Jezusa: "Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice?". Jezus im odpowiada: "Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże".
Misjonarz, który od 30 lat pracuje z niepełnosprawnymi dziećmi, zdaje sobie sprawę z trudu, jaki wiąże się z ich wychowaniem.
- Wymaga to od rodziców nadzwyczajnej siły. Niektórzy nie dają sobie rady i nawet odchodzą, porzucają współmałżonka. Ale ci rodzice mają wystarczająco dużo siły, żeby wypełnić to trudne zadanie, które Bóg im powierzył - mówi duchowny, podkreślając rolę sakramentu małżeństwa w wychowaniu dzieci, szczególnie tych niepełnosprawnych.
- Małżeństwo jest sakramentem, a sakrament to wejście w paschalne misterium Jezusa Chrystusa, czyli w jego śmierć i zmartwychwstanie - jednocześnie. Nie da się tego uczynić w oderwaniu od Eucharystii. Komunia Święta jest duchowym obcowaniem z Bogiem. Jest to antycypacja w uczcie zbawionych w niebie. Dlatego mówimy: "Błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Baranka" - wyjaśnia o. Jose Maniparambil, wskazując na brak przyjmowania Komunii jako na jedną z przyczyn utraty sił w wychowywaniu dzieci.
- Może zajmie nam to kolejne dziesięciolecia, żeby zobaczyć, jaki wpływ na człowieka ma brak karmienia się Eucharystią - zastanawia się duchowny.