Potrafiła kruszyć twardych: ich serca, dystans, niewiarę. Pozbawiona wzroku i słuchu, poznawała świat dotykiem.
Mowa „do ręki”
Pierwszą opiekunką Krysi była s. Emanuela Jezierska, prawnik z wykształcenia. Specjalnie dla niej wymyśliła mowę „do ręki”, polegającą na wystukiwaniu liter na palcach od wewnętrznej strony dłoni. Ale jak wyjaśnić, że ławka nazywa się ławka, a mama to mama? Zakonnica wykorzystała słabość dziewczynki do konia na biegunach. Odtąd dawała jej go wyłącznie, gdy ta napisała jej na dłoni k-o-ń. Gdy Krysia zrozumiała sens tego literowania, wpadła w szał nauki i chęć nazywania wszystkiego. – Dotykała rzeczy i wyciągała rękę, pytając: co to jest? – pokazuje gest literowania franciszkanka.
Odtąd głuchoniewidoma, nierozumiejąca, jak funkcjonuje świat, mogła poznawać wszystko, w tym zwykłe czynności, w których mogła wziąć udział, jak dojenie krów, praca w ogrodzie, sprzątanie, pranie. Swoim rękodziełem obdarowywała innych.
Gdy poznała alfabet Braille’a, otworzył się przed nią kolejny świat: zaczytywała się w czasopismach. Jednak wielu słów nie rozumiała. – Wypisywała je sobie, a potem prosiła o ich wyjaśnienie. Wyciągała z kontekstu różne wyrazy naraz, np. żołnierz, pokusa, zakonnica, garażowanie. To bywało bardzo zabawne – śmieje się zakonnica.
Podczas przygotowań do bierzmowania Krystynę zafascynowały imiona. Gdy pojęła, że istnieje ich wiele, zaczęła je sama zdobywać: łapała za rękę ludzi na ulicy, a towarzysząca jej siostra, przepraszając, tłumaczyła intencje podopiecznej. Raz, na Marszałkowskiej, gdy zatrzymała w ten sposób kierowcę autobusu, rozmowa o nieznanym przez niego słowie „bierzmowanie” (stwierdził, że jeszcze czegoś takiego nie jadł) stała się okazją do… ewangelizacji.
Krysia była w siódmym niebie, gdy rozmówcę udało się naciągnąć na informację o imionach jego rodziców, rodzeństwa, dalszych krewnych. Pytała o ich kolor oczu, włosów, choć może zdumiewać, co oznaczało „niebieski” czy „blond” dla niewidomej niemal od urodzenia. Człowieka zapamiętywała na zawsze po jednym delikatnym dotyku wierzchu jego dłoni. – Była fenomenalna. Słysząc, że ktoś się urodził np. 5 maja 1905 roku, podawała w mig, jaki to był dzień tygodnia – wspomina s. Lidia. – Miała takie wysepkowe możliwości poznawcze.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się