Uważam, że granica między słuszną i potrzebną krytyką a pluciem jest bardzo cienka. A pluciem ogniska, w którym płoną książki, zagasić się nie da.
Słowa "przesada" i "kompromitacja" są tymi, które przychodzą mi do głowy najczęściej przy okazji sprawy sławnego już ogniska, w którym spłonęły książki i przedmioty... "magiczne".
Palenie książek było po prostu niewłaściwe, niepotrzebne, a nawet bezsensowne. Mieliśmy tu do czynienia nie tylko z błędem wizerunkowym - choć od tej strony także warto na to spojrzeć. Przede wszystkim jednak takie podejście do walki z zagrożeniami duchowymi przynosi po prostu odwrotny do zamierzonego skutek i prawda o nich zostaje skompromitowana.
A problem jest ważny, bo zagrożenia duchowe przecież istnieją realnie. Nie do końca słuszne jest to, co napisał w komentarzu jeden z katolickich publicystów: "Walka z magią, którą oglądamy na tych zdjęciach, to magia, tyle że a rebours. Ktoś - jak rozumiem - trzymał jakieś przedmioty w przekonaniu, że one zostały w magiczny sposób poświęcone jakimś bożkom, więc teraz my je spalimy, żeby ten wgrany do nich magiczny faktor wyparował. Po pierwsze - nie ma żadnych bożków. Albo się wierzy w Jedynego Boga Jahwe, a całą resztę tzw. bożków uznaje za to, czym są - a więc po prostu kawałki drewna, metalu, papieru, albo się jest politeistą, a więc heretykiem. Kropka".
Trudno nie zgodzić się z krytyką metody działania użytej podczas rekolekcji i w ogóle sposobu podejścia do sprawy, ale nie można też zapomnieć o tym, co trafnie zauważył jeden z komentatorów przy okazji pewnej dyskusji facebookowej. W oficjalnie zatwierdzonej przez Kościół księdze liturgicznej "Egzorcyzmy i inne modlitwy błagalne" w pkt. 1. dodatku dotyczącego egzorcyzmów, które mogą być stosowane "w szczególnych okolicznościach życia Kościoła", czytamy: "Obecność diabła i innych złych duchów przejawia się nie tylko w pokusach i udrękach, jakich doznają osoby. Złe duchy mogą także wywierać wpływ na przedmioty i miejsca, a nadto powodować różne formy sprzeciwu wobec Kościoła i jego prześladowanie".
Widocznie brakuje porządnej, głęboko osadzonej w Biblii i nauczaniu Kościoła katechezy, która formowałaby wiernych do tego, żeby tych słów nie rozumieć pochopnie. Zamiast tego, pojawiają się interpretacje mieszające w głowach i kompromitujące prawdę. Tym bardziej pocieszająca jest zapowiedź Konferencji Episkopatu Polski dotycząca planowanej "Noty dla egzorcystów", która szczegółowo będzie wskazywać, "co egzorcyście wolno, a czego nie wolno". Powołany też zostanie w Katowicach ogólnopolski ośrodek formacji dla egzorcystów.
A zatem dobrze, że to, co wydarzyło się podczas omawianych rekolekcji, zostało powszechnie skrytykowane - nie tylko ze względu na swój wydźwięk antykulturowy. Byłoby daleko idącym nierozsądkiem twierdzić, że wszystko, co skończyło w sławnym "na cały świat" ognisku, miało jakikolwiek związek z zagrożeniami duchowymi. Przesada, przesada, przesada i - faktycznie - blisko do magii. Jeszcze raz powtórzę - prawda została skompromitowana. Niestety. Ale też nie wylewajmy dziecka z kąpielą, bo to też jest przesada, a niekiedy także kompromitacja.
Przesadą jest także forma dyskusji, która toczy się przy tej i innych okazjach, szczególnie w internecie. Coraz bardziej zaczyna ona przypominać kłótnie polityków, dla których najważniejsze jest to, żeby było widać i słychać... ich. Dotyczy to zarówno tych, którzy zażarcie bronią tego, czego obronić się nie da, oraz tych, którzy krytykują to, co powinno być skrytykowane.
Może zabrzmi to trochę romantycznie i naiwnie, ale czy nie zapominamy, że nie jesteśmy partią polityczną, tylko Kościołem, czyli wspólnotą braci i sióstr? Faktycznie, brzmi romantycznie i naiwnie...
Potrzebujemy mądrej i odważnej krytyki, celnych argumentów bez owijania w bawełnę, dyskusji i sporów, a niejednokrotnie także wyraźnie brzmiącego "non possumus". Tego ostatniego może nieraz brakuje najbardziej. Ale czy szydzenie, kpina, lżenie, złośliwe ironizowanie obliczone na "dokopanie", kąśliwe epitety, a niejednokrotnie chyba także pogarda, to są te narzędzia, których powinno się używać w dążeniu do prawdy? Uważam, że granica między słuszną i potrzebną krytyką a pluciem jest bardzo cienka i niektórzy, niestety, ją przekraczają.
A prawda wypluta jest tak samo skompromitowana, jak prawda narzucona czy głupio podana.