W Szczecinku upamiętniono zamordowanego 8 lat temu ks. Marka Rybińskiego. W kościele, w którym przyjmował sakramenty i w którym rodziło się jego kapłańskie powołanie, odsłonięto poświęconą mu tablicę pamiątkową.
Tablica to fundacja parafian ze szczecineckiej św. Rozalii. Podkreślają, że było to ważne nie tylko dla najbliższej rodziny, przyjaciół i tych, którzy znali ks. Marka.
Za dar życia zamordowanego 18 lutego 2011 r. w Tunezji salezjanina dziękowali podczas parafialnego odpustu, we wspomnienie liturgiczne patronki parafii.
– Przyjęliśmy tę informację z ogromnym wzruszeniem. I trochę na to czekaliśmy. Myślę, że chłopak na to zasłużył – mówi Barbara Rybińska, mama zamordowanego kapłana. – To wyraz pamięci całej parafii o świadectwie jego życia – dodaje ze wzruszeniem chowanym pod uśmiechem.
Ksiądz Marek został pochowany w grobowcu wspólnoty salezjańskiej na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Choroba pani Barbary i odległość sprawiają, że rodzina nie może być często przy mogile syna. Dlatego tablica będzie dla niej jak cząstka grobu syna. Dla szczecineckich parafian zaś jest ona wyrazem ich wdzięczności za podjęcie dzieła misyjnego i świadectwo wierności Ewangelii.
Tablica to wyraz pamięci i wdzięczności parafian. Karolina Pawłowska /Foto Gość– Takich wyraźnych, jasnych znaków dzisiaj bardzo potrzeba. Starałem się o tym powiedzieć w homilii, przedstawiając różne przykłady pracy misyjnej. Często nie mamy pojęcia do jakich poświęceń są gotowi ludzie, którzy idą głosić Chrystusa, dzielić się Jego miłością i wprowadzać pokój na ziemi – mówi ks. Jacek Zdzieborski, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie, który przewodniczył liturgii.
– Oni są naszymi ambasadorami na misjach, a my staramy się być ich rzecznikami, przypominając, że pracują, że potrzebują naszego wsparcia modlitewnego i materialnego – dodaje.
Dla parafian ze św. Rozalii i przyjaciół ks. Marek Rybiński jest szczególnym ambasadorem. Mówią, że tracąc go na ziemi, zyskali orędownika w niebie.
– Jestem pewien, że wyprasza dla mnie łaski potrzebne na misjach – kiwa głową ks. Janusz Ulatowski, misjonarz z Mołdawii.
Razem z ks. Markiem przygotowywali się do kapłaństwa, razem przyjmowali święcenia. Nie ma wątpliwości, że salezjański charyzmat był dla niego strzałem w dziesiątkę.
– Kazał na siebie mówić „Ryba” i chyba rzeczywiście wśród dzieci i młodzieży czuł się jak ryba w wodzie. Nie tylko wśród tych pobożnie odmawiających pacierz, ale także tych, które były daleko od Kościoła. Potrafił je przyprowadzać do Pana Jezusa. Pewnie dlatego też pojechał na misje: czuł się pewny, ale nie swoją siłą, tylko mocą Boga. Wiedział, Kogo chce im dać – mówi salezjanin.
Ks. Marek Rybiński miał 34 lata, 15 lat ślubów zakonnych i 6 lat kapłaństwa. Do pracy w Tunezji wyjechał w 2007 roku. Pracował w Manoubie, w prowadzonej przez salezjanów szkole podstawowej. Zamordował go zatrudniony przez placówkę stolarz. Był winien ks. Markowi pieniądze.
W przyszłym roku, 18 lutego, w rocznicę tragicznej śmierci misjonarza, w szczecineckim kościele obok tablicy wmurowany zostanie kamień przywieziony z miejsca zbrodni.