Wierni w tej parafii są już do tego przyzwyczajeni, ale to co usłyszeli w ostatnią niedzielę, zdziwiło nawet ich.
W ostatnią niedzielę w ramach ogłoszeń w parafii pw. św. Wojciecha w Koszalinie proboszcz jak zwykle, z aptekarską precyzją, podał wysokość tacy remontowej, którą zbierano przed tygodniem.
Wierni usłyszeli kwotę w złotówkach, a następnie: - 3 euro i 53 eurocenty, 10 centów kanadyjskich, 20 koron szwedzkich, 65 koron duńskich, 6 koron czeskich, 6 hrywien ukraińskich, 1 rubel Związku Radzieckiego, 60 leków albańskich, 30 bani rumuńskich, 2 dinary serbskie, 20 stotinek bułgarskich, 175 tenge kazachskich, 110 sum uzbeckich, 10 dram armeńskich, 10 som kirgiskich, 1 szekel izraelski, 2 franki szwajcarskie, oraz... 4 monety czekoladowe.
Wcześniej bywały też monety chińskie, japońskie, z Emiratów Arabskich, Iranu, czy krajów Ameryki Południowej. Niektóre wciąż w obiegu, inne - stare, już nieużywane, mające nawet pewną wartość numizmatyczną. - Mieliśmy już na tacy waluty z niemal 100 państw - wylicza ks. Andrzej Hryckowian, proboszcz.
Jak to wszystko się zaczęło? - Punktem wyjścia jest fakt, że warto w ogóle, żeby proboszcz wobec parafian był w kwestiach finansowych przejrzysty. To są w końcu ofiary wiernych, które oni składają tak naprawdę Panu Bogu. Taca jest przecież przeznaczona na rzecz parafii, świątyni, liturgii, kultu. To nie są prywatne pieniądze księdza. Dzięki temu unikamy niepotrzebnych podejrzeń, że te pieniądze nie wiadomo na co idą i wyrażamy szacunek wobec tych ofiar i ludzi, którzy je składają - mówi proboszcz ze św. Wojciecha.
- Mamy w parafii specjalną tacę raz w miesiącu, która przeznaczona jest na konkretny cel, np. związany z remontami. Wierni już wiedzą, że w następnym tygodniu będzie podane, ile zostało zebrane. Od początku zależało mi, żeby ludzie odczuli szacunek proboszcza wobec składanych ofiar i klarowność sytuacji. Zauważyłem, że także to czyni nasze relacje jeszcze bardziej prostymi, szczerymi i otwartymi. Przecież my wszyscy razem ponosimy odpowiedzialność za tę parafię - wyjaśnia proboszcz.
- W związku z tym, od samego początku, kiedy na tacy pojawiała się jakakolwiek moneta czy banknot innej waluty, podawałem to w sprawozdaniu - co do centa. Może ktoś na początku wrzucał te pieniądze, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście jest to dokładnie liczone. Nie wiem tego. Z czasem rozkręciło się to trochę na zasadzie takiego dialogu z humorem. Co miesiąc okazuje się, że wierni nawet szukają takich monet, które będą nietypowe, ciekawe, trudne do odszyfrowania. Uśmiechamy się do siebie życzliwie - podsumowuje ks. Hryckowian, podkreślając, że oprócz poczucia humoru, jego parafianie mają także poczucie współodpowiedzialności za swój kościół i aktualnie będących w obiegu złotówek nie żałują.