Żeby powiedzieć sobie sakramentalne „tak”, musieli pokonać długą drogę. Nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Przekonują, że na pierwszy małżeński pocałunek warto było czekać.
Spotykamy się w filharmonii. Między pakowaniem, finalizowaniem koszalińskich spraw a otwieraniem nowych, poznańskich, w napiętym grafiku młodych udaje się znaleźć godzinę, nim będą próbowali zdążyć na dworzec kolejowy. – Wkrótce zamykam magisterkę, zaczynam nowy kierunek, no i w końcu zamieszkamy razem – śmieje się Roksana. Od ślubu minął miesiąc. – Spędziliśmy miodowy tydzień razem, ale potem każde z nas wróciło do rodziców, bo tak było wygodniej z dojazdami – tłumaczy Michał. Razem dodają: − Bardzo się cieszymy, że już jesteśmy małżeństwem, ale dopiero się przekonamy, jak to jest być naprawdę razem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.