Skutki epidemii dotykają wielu obszarów naszego życia. Mają wpływ także na życie duchowe. Wielu z nas przeżywa zrozumiałe rozterki, a nawet bunt w momencie przyjmowania Komunii Świętej.
Dyskusja na temat sposobu przyjmowania Komunii Świętej na rękę trwa od dziesięcioleci. Mieszkając kilka dobrych lat poza Polską, miałem okazję zetknąć się z tym problemem, który u nas był dotychczas mało istotny. Na własne oczy widziałem sytuacje, które urągały godności Eucharystii i wynikały właśnie z tego, że wierni otrzymywali Komunię św. do rąk i nie potrafili dochować odpowiedniej staranności w jej przyjmowaniu. Sami szafarze również przyczyniali się do takiego stanu rzeczy. Uważam wręcz, że to właśnie od nich w tym względzie zależy więcej.
Argumentów w dyskusji "na rękę" czy "do ust" jest wiele po każdej stronie. Niektóre są słuszne, inne mniej. Myślę, że nie czas teraz, aby je wszystkie rozważać.
Pojawiły się bowiem zupełnie nowe argumenty, wynikające z sytuacji absolutnie wyjątkowej i bezprecedensowej, związanej z epidemią koronawirusa. W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej biskup zachęcił więc, aby w tym trudnym czasie jedynym możliwym sposobem przyjmowania Komunii św. było otrzymywanie jej na rękę.
Słyszę głosy, również kapłanów, mówiące o tym, że "nie wolno łamać ludzkich sumień". To mocny i ważny głos. Każdy ma inną wrażliwość, którą trzeba po prostu uszanować. Wyobrażam sobie, że niektórzy wierni i kapłani przeżywają na tym tle trudne duchowe rozterki.
Są jednak chwile, w których "moje" musi ustąpić. Nie chodzi tu bowiem w istocie o "łamanie sumień", ponieważ sposób przyjmowania Komunii św. nie jest kwestią moralną. Nie jest to wybór między dobrem a złem, tylko między takim czy innym sposobem realizacji dobra - najwyższego dobra.
Jeśli inne argumenty kogoś nie przekonują, niech może przemówi ten. Otóż właśnie dotarła do nas wiadomość, że jedna trzecia francuskiego episkopatu została odizolowana od świata, ponieważ jeden z biskupów otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa.
Przyjmowanie Komunii Świętej na rękę jest też wyrazem troski o szafarza. Tak, jak musimy dbać o personel służby zdrowia, zapewniając lekarzom i pielęgniarkom maksimum ochrony, specjalnej odzieży, środków dezynfekujących, żeby miał kto się nami zajmować, kiedy będziemy chorzy, podobnie możemy albo i musimy zadbać o szafarzy sakramentów. Nie chodzi o to, że kapłan ma uciekać, chować się. Wręcz przeciwnie, ma służyć nie martwiąc się przede wszystkim o siebie. Jednak, jeśli można zrobić coś, żeby go ochronić, zróbmy to.
Wyobraźmy sobie, że na 500 kapłanów pracujących w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej nagle ścisłej kwarantannie zostanie poddanych 200. Kto wtedy będzie prowadził parafie? Kto nas namaści? Kto nas pochowa? Czy ktoś o tym w ogóle myśli?
Może się zdarzyć, że ten "dobry" szafarz, który udzieli mi Komunii do ust, bo tak bardzo o to proszę, bo tak bardzo nie mieści mi się w głowie, żeby przyjąć ją na rękę, następnego dnia już w ogóle nikomu Komunii Świętej nie udzieli.
Poza tym, czy ta cała dyskusja na temat sposobu przyjmowania Komunii św. nie jest trochę rozmową dwóch sytych o tym, jaką zastawę przygotować na pełny stół?
Bywa, że czasami coś nam jest "nie na rękę". Może czasami warto "podać pomocną dłoń".