W darłowskim hospicjum w czasie pandemii jest trudno i radośnie jednocześnie. Odwiedziny są zawieszone, więc odchodzenie chorych bywa dramatyczne. Z drugiej strony życzliwość ludzi wobec placówki dodaje sił pracownikom i wolontariuszom.
Mimo obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa darłowskie hospicjum normalnie przyjmuje chorych.
- Po przyjęciu muszą być oni jednak odizolowani na dwa tygodnie. Nasi mieszkańcy mają obniżoną odporność, dlatego nie możemy sobie pozwolić na zakażenie. Mamy odzież ochronną i do osób w izolacji wchodzimy zabezpieczeni - mówi ks. Krzysztof Sendecki, dyrektor placówki.
To niestety sprawia, że takiego chorego przez dwa tygodnie nie może również odwiedzać rodzina. - Na szczęście nasz budynek jest parterowy, dlatego robimy to tak, że bliscy stoją na zewnątrz, otwieramy okno, chory ma telefon, rodzina także i w ten sposób się komunikują. Widzą się i rozmawiają przez telefon - opisuje ks. Sendecki.
Bywa, że chory umiera w czasie kwarantanny: - To są bardzo trudne momenty. Mieliśmy już takie sytuacje. Chory umierał, rodzina stała na zewnątrz przy otwartym oknie, a ja i personel byliśmy razem z nim.
Jak mówi ks. Sendecki, życie w hospicjum, nie tylko w czasie pandemii, nie jest jednak smutne. - W tym trudnym czasie doświadczamy życzliwości wielu ludzi. Otrzymujemy środki dezynfekcyjne, czystości, kombinezony i wiele innych rzeczy. Wspierają nas miasta Darłowo i Sławno, a także powiat sławieński. Jest też mnóstwo darczyńców indywidualnych czy firm. Niezwykle ucieszyły nas "Królowe szycia" z Darłowskiego Centrum Wolontariatu. Już kilka razy ofiarowały nam maseczki, które są nie tylko użyteczne, ale też po prostu ładne. Potrzeba nam tych kolorów - mówi ks. Krzysztof Sendecki.