Dziś takie pieśni nieczęsto się słyszy. Tym bardziej w przestrzeni miejskiej, na skwerze, w parku, przy markecie. Warsztaty w Bornem Sulinowie to zaproszenie do poznawania tego, co zniknęło. I do nabrania odwagi.
Jak zawsze to dzieci są najodważniejsze. Podchodzą bliżej, słuchają, podchwytują melodię. Starsi rzadko decydują się podejść do rozśpiewanej grupki, choć i tacy się zdarzają.
– Zatrzymał się jakiś pan, posłuchał, zaklaskał. Dwie dziewczyny też przystanęły na dłuższy czas. Szkoda, że się nie odważyły. Po to właśnie śpiewamy w plenerze, żeby ludzi oswajać z dawnymi pieśniami. I z samym śpiewaniem. Słyszy nas wiele ludzi i przekonuje się, że pieśni ludowe są zachwycające, pięknie wykonywane, niosące wiele emocji – mówi Alina Karolewicz, która prowadzi otwarte warsztaty w Bornem Sulinowie.
Śpiew biały jest rodzajem śpiewu archaicznego, polegającego na wydobyciu potężnego głosu. Dla naszych przodków był naturalną potrzebą ekspresji, towarzyszył im zarówno na co dzień i od wielkiego święta. Ułatwiał wzajemną komunikację, wzmacniał społeczne więzi i niósł ze sobą prawdziwą radość. Dzisiaj niemal zupełnie zaginął, wyparty przez klasyczne śpiewanie.
– Tylko się zdaje, że to proste. Trzeba się pozbyć muzycznych stereotypów. To wcale nie takie łatwe, żeby śpiewać zgodnie z tradycją. Bardzo daleko odeszliśmy od stroju nietemperowanego, od tego, że cała siła nie tkwi w podkładzie i keyboardzie, ale w ludzkim głosie, podsycanym emocjami wynikającymi z wyśpiewywanych treści – tłumaczy instruktorka.
Alina Karolewicz zbiera dawne pieśni od dwudziestu lat. – Niektóre śpiewam często, inne przypominają mi się przy specjalnych okazjach. Mnie się bardzo podobają pieśni dziadowskie, takie horrory, jak z tą Heliną, co ją andrus z zazdrości w tańcu udusił, ale moim paniom chyba najbardziej się podobają pieśni liryczne, jak ta z okolic Rzeszowa, która opowiada o biednej dziewczynie, która swoją pracowitością i uczciwością podbiła serce bogatego chłopaka – śmieje się.
Po krótkiej rozgrzewce między drzewami i budynkami dawnej bazy wojskowej niosą się dawno zapomniane pieśni. Wystarczy chwila i śpiewaczki podchwytują melodie. Ula Siejok dokłada drugi głos, Ania Hochel spontanicznie dodaje od siebie wyższe nuty. Obie należą do zespołu Jarzębiny z pobliskiego Jelenia.
– Lubimy sobie pośpiewać, ale tej techniki śpiewu wcześniej nie znałyśmy. Trzeba wydobyć głos inaczej, otworzyć gardło. Mamy z tym trochę kłopotu, ale bardzo się staramy – mówią.
Alina Zamuła podchodzi do sprawy bardzo ambitnie. – Siedziałam w domu ze słuchawkami na uszach i uczyłam się pieśni łemkowskiej. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z językiem ukraińskim – zdradza warsztatowiczka.
– Pochodzę z poznańskiego, jestem z rodziny śpiewającej. Oboje rodzice śpiewali w chórze rzemieślniczym, ja też uczyłam się śpiewać. Teraz odkrywam biały śpiew. To coś nowego, ale bardzo pięknego. I ile człowiek się dowiaduje! Takie bogactwo pieśni z różnych regionów. Szkoda, żeby zaginęło – dodaje.
Część z uczestniczek brała już udział we wcześniejszych projektach z białym śpiewem, które realizuje Miejska Biblioteka Publiczna w Bornem Sulinowie.
– Panie opanowały już w znacznym stopniu technikę białego głosu. Bo tego nie da się tego zrobić na kilku zajęciach, potrzeba czasu, żeby utrwalić nawyki białej emisji, ale warto przyjść i spróbować, żeby złapać chociaż podstawy – przyznaje Alina Karolewicz. Jak dodaje ma nadzieję, że z warsztatów wyklaruje się grupa. Nazwa już jest: Dawna Śpiewka.
Otwarte warsztaty śpiewu białego zostały dofinansowane ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu EtnoPolska 2020.