Proboszczował w Skrzatuszu i w Pile. Potem przez długie lata zmagał się z chorobą i cierpieniem. Pochodzącego z miasta nad Gwdą salezjanina pożegnano dzisiaj w kościele Świętej Rodziny.
Ostatnie ćwierćwiecze, naznaczone cierpieniem i chorobą ks. Lech Kasperowicz spędził w Szczecinie. Ale to w mieście nad Gwdą rodziło się jego powołanie i tu zdobywał pierwsze duszpasterskie doświadczenia. Tu też w kościele Świętej Rodziny za dar życia i posługi ks. Lecha Kasperowicza dziękowali najbliżsi: siostry z rodzinami, współbracia oraz wierni, z których większość śledziła uroczystość za pośrednictwem przekazu internetowego.
Urodził się 9 lipca 1953 roku w Pile. Był najmłodszym z piątki dzieci Władysławy i Wacława Kasperowiczów. Już od najmłodszych lat chciał być blisko ołtarza.
- W tym dziecięcym zamiłowaniu przypominał mi św. Dominika Savio. Jako 4-5 letni chłopiec budził się sam o świcie i szedł z mamą na Eucharystię. Kiedy miał 6 lat starsza siostra nauczyła go ministrantury po łacinie. Pozostał ministrantem przez cały okres nauki szkolnej. Będąc drobnej postury, miał problemy z przeniesieniem ciężkiego Mszału na ołtarz. Pomagał mu kapłan sprawujący Mszę. Podczas liturgii był zapatrzony w ołtarz. Nic, co działo się poza nim, dla niego nie istniało – mówił nad trumną zmarłego salezjanina jego współbrat, ks. Leszek Główczyński.
Zaowocowało to decyzją o wstąpieniu do Towarzystwa Salezjańskiego i przyjęciu święceń kapłańskich w 1982 r.
Pierwszą parafią, do której został skierowany ks. Lech była parafia pw. św. Rodziny w Pile. Wierni zapamiętali jego piękny mocny głos i to, że umiał zjednywać sobie ludzi.
Z zaledwie pięcioletnim stażem kapłańskim został proboszczem parafii pw. Matki Bożej Bolesnej w Skrzatuszu, w której wówczas posługiwali księża salezjanie.
- Borykał się z wieloma problemami ze zdobywaniem środków, by to miejsce wyglądało jak najpiękniej. Jednym z najważniejszych zadań stało się przygotowanie koronacji wizerunku Skrzatuskiej Pani, która odbyła się 18 września 1988 r. Poświęcił się temu dziełu z ogromnym zaangażowaniem. Wydał album o skrzatuskim sanktuarium oraz śpiewnik „Skrzatuska Pani”. Czynił wiele starań, by do Skrzatusza mogła przyjeżdżać tak bliska ks. Lechowi młodzież – przypominał ks. Główczyński.
Przez kolejne trzy lata, do 1995 r. proboszczował w pilskiej parafii Świętej Rodziny. Kiedy zaczęło szwankować księżowskie serce, został skierowany do parafii św. Jana Bosko w Szczecinie.
Prowadził tu niezwykle liczną, momentami nawet 500-osobową, wspólnotę charyzmatyczną „Bóg jest miłością”.
- Uczył rozważania słowa Bożego, pokładania ufności w Bożym Miłosierdziu, w mocy Ducha Świętego i opiece Maryi. Miał wspaniale przygotowane kazania, katechezy i seminaryjne wykłady. Głosił je z mocą i charyzmą. Słowo Boże wnikało w serca wiernych i przyciągało do Kościoła rzesze wiernych. Podczas nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie, osoby, które doznawały tej łaski czy nawrócenia, publicznie składały świadectwa. Ludzie wychodzili z kościoła szczęśliwi, odmienieni, napełnieni na nowo wiarą, nadzieją, miłością i ufnością w uzdrawiającą moc Boga – zanotowano w kronice wspólnoty.
W styczniu 1999 r., wracając z odwiedzin u ciężko chorej mamy, sam doznał poważnego zawału. Miał zaledwie 47 lat. Lekarze ledwo ratują jego życie, a powikłaniem jest udar, w wyniku którego duszpasterz został w połowie sparaliżowany.
- Zawsze energiczny, uśmiechnięty, pełen humoru, nawet czasem dosadnego. Zawsze mówił wprost, nie owijał w bawełnę. Zauważałem w nim cały czas entuzjazm i pragnienie głoszenia słowa Bożego. Wiele razy komentował nasze kazania: „ale dałeś czadu”, „aleś powiedział”. Gdy czuł się w dyspozycji czytał Ewangelię. Nie da się tego opowiedzieć, jak czytał o uzdrowieniach dokonywanych przez Chrystusa, jak drżącą ręką podnosił kielich – dzielił się osobistym świadectwem ks. Leszek.
Dzięki pamięci, życzliwości i pełnej miłości pomocy osób świeckich ks. Lech mógł praktycznie do ostatnich dni pełnić posługę kapłańską. Wszystkim im za opiekę nad chorującym duszpasterzem dziękował ks. inspektor Tadeusz Itrych, który przewodniczył uroczystości pogrzebowej.
- Eucharystia jest zawsze dziękczynieniem, powiedzeniem „dziękuję” za każdą chwilę życia i posługi ks. Leszka. Ale także za to, co przeżywał w ostatnich latach. Jak mówią nasze Konstytucje Salezjańskie: stał się błogosławieństwem dla wspólnoty, w której przebywał, wzmacniał ducha rodzinnego i braterskiego. Dziękujemy za niezliczoną ilość sprawowanych sakramentów, powiedzianych słów otuchy i nadziei. Dziękujemy rodzinie, bo wiadomo, że „czym skorupka za młodu…”. Pękła ona życzliwością i dobrem w życiu salezjańskim i kapłańskim - mówił, żegnając współbrata inspektor pilskiej prowincji salezjanów.
Ks. Lech Kasperowicz zmarł 11 października 2020 r., o godz. 5.57 w szczecińskim szpitalu przy ul. Arkońskiej. Przeżył 67 lat, w tym 45 lat życia zakonnego i 38 lat kapłaństwa. Spoczął na pilskim cmentarzu w kwaterze salezjanów.