Taki komentarz pojawił się na naszym profilu facebookowym pod linkiem do artykułu zapowiadającego brak Mszy św. na cmentarzach 1 listopada oraz kolędy.
Nie da się ukryć, że przeleci. Niektórych to cieszy, innych martwi, innych nie bardzo obchodzi, a jeszcze innych w ogóle gorszy, bo jak to można tak wprost o kasie w kontekście tak "świętych" rzeczy.
Myślę, że tego typu komentarze mają swoją przyczynę także i w tym, że finanse Kościoła wciąż są tematem tabu - w dużej mierze z winy samego Kościoła jako instytucji.
Brak otwartości w tej kwestii rodzi wiele pytań, które pozostają bez odpowiedzi, a skoro tak, to odpowiedzi nasuwają się same, często na podstawie plotek, legend, kalek z przeszłości, niewiedzy, zwyczajnej niechęci do Kościoła czy konkretnych - i niestety prawdziwych - złych przykładów. Takie złe przykłady oczywiście są i nie mam zamiaru w żaden sposób ich tłumaczyć ani bronić.
Jednak o kasie mówić wolno, a nawet trzeba, bo bez niej trudno jest prowadzić jakąkolwiek działalność - także tę dobroczynną. Na tym świecie nie ma nic za darmo. Otwarte pozostaje jedynie pytanie, kto płaci.
Takie instytucje, jak np. Dom Miłosierdzia Bożego i jemu podobne, które - jak to się czasem mówi - żyją z Opatrzności Bożej - funkcjonują tak dobrze m.in. dlatego, że ta Opatrzność przejawia się także i w tym, że znajdują się ludzie, którzy na ten czy inny dom łożą konkretne pieniądze - i to często niemałe.
Fakt, że są księża, którzy o potrzebach finansowych parafii mówią czasem w sposób niezręczny, mało taktowny, czy wręcz niedopuszczalny, ale z drugiej strony, niektórzy przejawiają pewnego rodzaju nadwrażliwość w tej kwestii. Kiedy tylko usłyszą cokolwiek na temat pieniędzy, zaraz rodzi się w nich bunt, złość, a nawet agresja (być może z powodów podanych wyżej).
Jest prawdą, że pandemia koronawirusa mocno dotknie finansowo parafie, czy innego rodzaju placówki, które żyją np. z organizowania rekolekcji, czy innego rodzaju spotkań.
"Kasa bokiem przeleci" - podobnie jak - niestety - wielu firmom, rodzinnym biznesom, restauracjom, pubom, siłowniom, klubom fitness, kinom, sklepom, biurom podróży, liniom lotniczym i tak można by wymieniać w nieskończoność.
To wszystko natomiast, prędzej czy później, dotknie każdego z nas osobiście - z tej, czy innej strony. Dla jednego większym problemem będą tarapaty ulubionej restauracji, dla drugiego - parafii.
Mam propozycję - czasy są trudne, ale nie tylko dlatego, nie cieszmy się z kłopotów innych!