Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

To Twoje przedszkole, Jezu

– Gdybym powiedziała, że to nasze, ludzkie dzieło, wszystko runęłoby w gruzach. To Bóg przygotował to miejsce i teraz je prowadzi – mówi s. Gianna Smarżewska z misji w Sierra Leone.

Początki są trudne. Pierwszego dnia najmłodszy oddział tonie we łzach. – Nie ma się co dziwić. Wszystko jest dla nich nowe. Nie znają zakonnic, białego człowieka widzą pierwszy, może drugi raz w życiu – przyznaje z uśmiechem s. Gianna. Z uśmiechem, bo wie, że za kilka dni zamiast płaczu w przedszkolu sióstr Jezusa Miłosiernego będzie słychać gwar dziecięcej zabawy rozdokazywanych malców. Ci, którzy doświadczyli na własnej skórze przedszkolnej edukacji, już nie mogli się doczekać, kiedy św. Faustyna znów będzie otwarta. – Niektórzy rodzice opowiadali, że ich dzieci zrywały się już o 5.00 rano, żeby biec do przedszkola. Trzeba było je hamować, bo przedszkole działa od 8.00 do 12.00 – opowiada zakonnica. Dzięki internetowemu połączeniu dystans blisko 8 tysięcy kilometrów niewiarygodnie się kurczy.

Nie przeszkadzać Panu Bogu

Sierra Leone to niewielki kraj w Afryce Zachodniej. – W 1991 roku wybuchła tutaj wojna domowa, która trwała 11 lat. Zrujnowała kraj doszczętnie, czego skutki są widoczne do dzisiaj. W 2014 roku epidemia eboli pochłonęła ponad 3 tys. ofiar. W przeważającej części kraju ludzie żyją bez prądu i bieżącej wody – tłumaczą w krótkich filmikach zamieszczanych na stronie internetowej zakonnice z afrykańskiej misji.

Siostry Jezusa Miłosiernego w Kambii pracują od czterech lat. Posługę skierowały do dzieci, dziewcząt i kobiet; prowadzą dla nich grupy duszpasterskie w parafii, a dla najmłodszych – przedszkole św. s. Faustyny. Przyjechały z Polski we trzy. Teraz razem z s. Gianną pracuje jeszcze s. Laura Kaczmarek. Pomagają im miejscowe nauczycielki. – My po prostu staramy się Panu Bogu nie przeszkadzać. Kiedy po lockdownie we wrześniu otwierałyśmy na nowo drzwi przedszkola, dzieci było niewiele. Westchnęłam: „Panie Jezu, to Twoje przedszkole. Zajmij się tym”. Na drugi dzień w pierwszej grupie było już 40 maluchów! Teraz najmłodszych trzeba dzielić na dwie grupy, a wszystkich dzieci w przedszkolu jest ponad setka! – śmieje się zakonnica.

Jedzenie w kieszeni

Siostry zapewniają im opiekę, uczą i bawią się z nimi, a także dożywiają, bo dla wielu ich podopiecznych przedszkolna porcja to jedyny posiłek w ciągu dnia. W afrykańskiej rzeczywistości dziecko jest na ostatnim miejscu w hierarchii domowej. Im mniejsze, tym mniej jedzenia dla niego zostaje. – Od ubiegłego roku wprowadziłyśmy dożywianie. Gotujemy ryż z sosem z zielonych liści albo z orzeszków ziemnych. Mamy świadomość, że dla wielu maluchów to jedyny posiłek. Pierwszy raz siadają przy swoim własnym talerzu – opowiada s. Gianna. Do takiego talerza z ryżem, jaki dziecko dostaje u nich codziennie, w domu siadają przynajmniej trzy osoby. – Na początku zdarzały się sytuacje, które ściskały nam serca. Jeśli w sosie były kawałki mięsa, maluchy, kiedy nikt nie widział, wybierały je i chowały do kieszonek. Żeby zanieść rodzeństwu – dodaje.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy