– Raz jest to stanięcie w obronie noworodka, innym razem duchowa adopcja dziecka poczętego – mówi pani Magdalena, która miała podzielić los nienarodzonych.
Matka dwójki dzieci i pielęgniarka w szpitalu w jednym z miast diecezji wyznaje: – Niewiele brakowało, bym się nie urodziła.
Pani Magdalena dowiedziała się o tym w wieku 14 lat od swojej ukochanej babci. „Jesteś moim największym przyjacielem, a ja kiedyś chciałam się ciebie pozbyć” – usłyszała od niej któregoś dnia.
Świadoma, że jej mama urodziła ją jako 16-latka, zaczęła drążyć temat. – To była spokojna dziewczyna, ale miała chwilę słabości. Pod namową rodziny zdecydowała się na przerwanie ciąży. Była już w poczekalni u ginekologa, lecz lekarz spóźnił się na wizytę i to był ten moment: postanowiła wyjść, urodzić dziecko – relacjonuje pani Magdalena. – Wychowując mnie jako nastolatka, poświęciła swoją młodość, szkołę, poniosła wiele wyrzeczeń.
1 punkt
Magda urodziła się z ciężkim niedotlenieniem, tzw. zamartwicą. Jej stan zdrowia oceniono na 1 punkt (na 10 możliwych) w skali Apgar, za bicie serca. – Z punktu widzenia środowiska medycznego takie dzieci często są z góry podejrzewane o upośledzenie, dysfunkcje fizyczne czy intelektualne, w zależności od tego, który ośrodek został niedokrwiony – wyjaśnia z goryczą pielęgniarka, bo świadkiem takich ocen była na OIOM-ie nieraz. Jak wtedy, kiedy spieszyła się, wezwana na porodówkę do noworodka w ciężkim stanie, i usłyszała od lekarza: „Nie ma co się spieszyć, bo to dziecko będzie niedorozwinięte, urodziło się na 1 punkt”. To dlatego miała odwagę stanąć w obronie maleństwa i odpowiedzieć doktorowi, że i ona była takim noworodkiem. – Zobaczyłam zakłopotanie na jego twarzy. Byłam wtedy studentką, więc dodałam, że wiedza z książek medycznych nie zawsze przekłada się na rzeczywistość, dlatego nie powinno się wydawać wyroków. I że wierzę, że ktoś inny kieruje naszym życiem. Bóg.
– Pracując na tak ciężkim oddziale w szpitalu, widziałam dzieci, które rodziły się z tzw. powikłanych ciąż. Chociaż mówiło się o nich, że będą głęboko upośledzone, bywało inaczej. Spotykałam niektóre po latach: były całkiem zdrowe, co najwyżej wymagały więcej pracy podczas uczenia się, jednak tego deficytu nie można rozumieć w kategoriach upośledzenia. Medycyna, niby tak rozwinięta, wciąż jest nieodgadniona. A poza tym są sytuacje, na które chyba trzeba spojrzeć jak na cudowny przejaw woli Bożej – podsumowuje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się