Mimo że XXI wiek w pełni, a razem z nim wciąż postępujący rozwój nowoczesnych technologii komunikacji, stare dobre szeptanie od ucha do ucha nie traci, a może nawet zyskuje na znaczeniu.
Przy okazji uchwały Rady Miasta Koszalina, dotyczącej dofinansowania ze środków publicznych procedury in vitro, rozmawiałem z dr. Jackiem Froehlichem ze Szczecinka. Prowadzi on tam jedyną w tej części Polski poradnię naprotechnologiczną.
Poradnia działa od dwóch lat, ale pacjentów jest w niej - o, ironio! - jak na lekarstwo. Ofertą zainteresowało się dosłownie kilka par. Nie wszystkie wytrwały i w rezultacie tylko jedna doczekała się ciąży.
Doktor przyznaje, że liczył na więcej, ale oczywiście nie poddaje się i nadal chce prowadzić placówkę.
Dlaczego jest tak mało chętnych do spróbowania przygody z naprotechnologią, aby doczekać się upragnionego potomstwa? Dr Froehlich jako jeden z powodów wskazuje samą naturę tej metody, która wymaga nieraz wręcz anielskiej cierpliwości, ponieważ nie oferuje rezultatów zbyt szybko. Diagnostyka potrafi trwać nawet do dwóch lat, podczas gdy działania przy procedurze in vitro są znacznie szybsze.
Ale jest może jeszcze inny powód. Szczecinecki doktor przyznaje, że żadne akcje promocyjne, które prowadził, nie przyniosły efektu. Pary, które zgłosiły się do poradni, trafiły tam z polecenia - głównie ludzi z Domowego Kościoła.
Problemy z płodnością to temat niezwykle delikatny, ale z pewnością warto, także w ramach promocji społecznej nauki Kościoła, dzielić się informacją, że można inaczej niż głosi mainstream. Trzeba to robić z wielką delikatnością, nienachalnie, pogodnie. Wtedy tzw. marketing szeptany może być skuteczną formą pomocy, wskazówką, początkiem czegoś dobrego.
Nie chodzi tu tylko o problemy z płodnością. Jest wiele innych spraw, tematów, prawd, które można głosić zwyczajnie, bez większych środków, po prostu dzieląc się nimi w różnych okolicznościach - w zwykłej rozmowie człowieka z człowiekiem. Bez pośredników.
Dlaczego to takie ważne? Dlaczego to poczta pantoflowa może okazać się środkiem najbardziej skutecznym? Ponieważ narzędzia, do których się przyzwyczajamy, ale które nie zależą od nas, mogą nas niejednokrotnie zawieść. Takimi narzędziami są portale społecznościowe.
Tak naprawdę, profil, który tam posiadamy, nie jest do końca nasz. Albo inaczej - zasady korzystania z niego nie zależą od nas. Często portale te mają swoją politykę informacyjną, naznaczoną konkretnym światopoglądem. Nieustannie tę politykę zmieniają, w zależności od tego, jakim prądom akurat hołdują.
Przekonała się o tym niedawno Fundacja "SMS z nieba", której stronę na takim popularnym portalu zablokowano w tym sensie, że nie można już wstawić w swoim poście jej adresu.
Jaką mamy pewność, że ograniczenia na danej platformie nie będą szły dalej?
Szeptanie od ucha do ucha ostanie się na pewno dłużej.