Podczas nieszporów 16 grudnia w kaplicy seminaryjnej pięciu alumnów po raz pierwszy założyło sutanny.
Tym razem ze względu na obostrzenia sanitarne obłóczyny odbyły się bez udziału gości z zewnątrz, z wyjątkiem rodziców kleryków.
Obłóczyny odbywają się obecnie na IV roku studiów. Licząc rok propedeutyczny, jest to 5. rok formacji do kapłaństwa. Kiedyś klerycy otrzymywali sutannę dwa lata wcześniej.
– Jest to bardzo widzialna zmiana zewnętrzna. Klerycy otrzymują sutannę tak późno, aby faktycznie była znakiem ich prawdziwej przemiany – podkreśla ks. dr Jarosław Kwiecień, rektor WSD.
Odpowiedzialny za formację kleryków przyznaje, że w obecnych czasach założenie sutanny może okazać się trudniejsze, ale tym bardziej nie powinno się tego unikać. – Sutanna nadal powinna być znakiem Ewangelii. Dla niektórych jest też znakiem rzeczywistości, którą odrzucają. Ostatecznie wartości temu znakowi nadaje jednak ten, kto go nosi. Jeśli komuś sutanna źle się kojarzy, można sobą ten zły obraz w kimś uzdrowić. Sutanna jest więc dziś potrzebna – wierzącym, niewierzącym, ale także tym, którzy ją noszą – mówi ks. Kwiecień.
Rektor w rozważaniu podczas obłóczyn połączył ten obrzęd z momentem odarcia Jezusa z szat w czasie drogi krzyżowej. – Można powiedzieć, że obłóczyny Pana Jezusa odbyły się w momencie zdarcia z Niego tuniki. Paradoksalnie to ogołocenie było właśnie obłóczynami. Według tradycji ta szata pochodziła bowiem od matki, a zatem jej zdjęcie oznaczało też jakieś ogołocenie z ciepła i bezpieczeństwa, a ogołocenie sprawiło, że Pan Jezus stał się bezbronny, widoczny – ale jednocześnie jego widok był poruszający. Od tego momentu Chrystus staje się bardzo „na widoku”. Żeby założenie sutanny miało sens, tzn. nie było tylko obłóczynami ciała, ale i serca, trzeba podjąć decyzję, że chce się być znakiem – usłyszeli alumni, którzy założyli sutanny po raz pierwszy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się