Betlejemska stajenka to nieodłączny element świątecznego wystroju kościołów. W Barcinie to też okazja do formacji dorosłych i zachęta do budowania wspólnoty.
Barcińska szopka to zawsze niespodzianka. Czekają na nią i dzieci, i dorośli, ciekawi, jaką inwencją twórczą w tym roku wykażą się ich sąsiedzi. Miejscową tradycją stało się, że w rolę dekoratorów wcielają się rodzicie dzieci, które mają przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej.
- Tu rozwiesimy na statywie niebo, a górą puścimy gwiazdę - komenderuje Dorota Bury, kreśląc rękoma kształt instalacji. Przez ponad 30 lat przygotowywała dekoracje i dbała o piękno liturgii. Teraz służy pomocą i fachową radą nowo mianowanym stylistom.
- To integruje rodziców, sprawia, że czują się bardziej odpowiedzialni za kościół. Dla niektórych może być to bardzo męczące, zwłaszcza kiedy mają dzieci idące do I Komunii rok po roku. Ale zawsze stawiają się gotowi do pracy, czasami może przyjdzie ich mniej, ale nie brakuje i tych ochotników z zapałem - zauważa z uśmiechem.
Często rodzice wykazują się inwencją, przygotowując dekoracje od podstaw, niekiedy zaś korzystają z wysłużonej parafialnej szopki, choć zawsze dbają, żeby nie zabrakło nowych elementów wystroju. Zwykle przygotowania do przedsięwzięcia w barcińskiej parafii rozpoczynały się dużo wcześniej. Rodzice spotykali się, planowali, gromadzili materiały.
Barcińska szopka. Barbara Piątka- W tym roku idziemy na żywioł - śmieje się Natalia Wólczyńska. Dla mamy Hani to drugie z rzędu dekoracyjne wyzwanie. Gdy w ubiegłym roku do sakramentu przystępował jej syn, rodzice stworzyli dekoracje własnego pomysłu od podstaw. - Ale było nam dużo łatwiej, bo do I Komunii szło dziesięcioro dzieci, w tym idzie tylko trójka, więc pracy jest sporo. Skorzystamy z gotowych elementów - przyznaje.
- Jest nas mniej, więc musimy się bardziej zmobilizować. Dobrze, że mamy pomoc pani Doroty i pana Kazia. Ale to fajny zwyczaj - potakuje Barbara Piątka, nie przerywając oplatania lampkami wysokiej choinki.
Panów trzeba szukać... na wysokościach. Zanim zabiorą się do obstalowywania choinek, zamontują świecącą na wejściem do kościoła gwiazdę.
- Trochę roboty z tym jest, to prawda. Ale miło będzie potem popatrzeć, jak jest ładnie. I pomyśleć, że ma się w tym swój udział - kiwa głową Łukasz Kozieł.
Choć padający deszcz i szybko zapadający zmrok nie pomagają w pracy humory dopisują. Jeszcze chwila i panowie zaczną pod nosem nucić kolędy. - Dekoracje to nie problem. Jak trzeba, to się po prostu robi. Gorzej, że dzieci coraz mniej - konkluduje między uderzeniami siekiery Rafał Wólczyński.
Barciński proboszcz przyznaje, że wprowadzony przed kilku laty pomysł zakorzenił się w parafii na dobre. Nie bez znaczenia jest aspekt praktyczny. - Duże parafie mają pracowników, łatwiej też znaleźć osoby chętne do podjęcia się różnych zadań. W małej wiejskiej parafii zwykle spada to na jedną czy dwie osoby, dla których dekorowanie kościoła przez lata staje się ciężarem - zauważa ks. Jacek Gierszewski. Zaangażowanie rodziców do świątecznego przygotowywania świątyni ma jednak znacznie większe znaczenie.
- Z jednej strony to integruje grupę, z drugiej - angażuje rodziców w życie kościoła parafialnego na nieco dłużej niż tylko na przygotowanie świątyni i zrobienie dekoracji na samą komunijną uroczystość. Rodzice przygotowują nie tylko bożonarodzeniową szopkę, ale również dekoracje na Triduum Paschalne, jest to więc także zachęta do zastanowienia, wejścia głębiej w kolejne okresy liturgiczne i przeżywanie ich w sposób świadomy - dodaje proboszcz wspólnoty.