Być może, w kontekście trwających na ulicach demonstracji, wielu wierzących rodziców wydaje taki pełen bólu okrzyk. W Szczecinku jest propozycja duszpasterska, która odpowiada na to wołanie.
Nabożeństwa, które co miesiąc odbywają się u redemptorystów w Szczecinku, zrodziły się oddolnie. - Ludzie mają takie potrzeby. Staramy się na nie odpowiadać - mówi proboszcz.
Problem jest znany i powszechny, ale często nie myśli się o nim w sensie duszpasterskim. - Ta sprawa zwróciła kiedyś moją uwagę podczas kolędy - mówi ks. Arkadiusz Sojka, redemptorysta, proboszcz parafii pw. Ducha Świętego w Szczecinku. Chodzi o ból wierzących rodziców, których dzieci zrywają więź z Kościołem i Panem Bogiem.
Ostatnie manifestacje uliczne w ramach tzw. Strajku Kobiet gromadzą wielu młodych. Z pewnością niektórzy z nich mają wierzących rodziców, którzy zadają sobie pytanie: "Co zrobiliśmy nie tak?".
Szczecinek, 27 stycznia. Nabożeństwo do św. Moniki. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość27 stycznia wieczorem po Mszy św. odbywa się nabożeństwo do św. Moniki, która wyprosiła nawrócenie dla swojego syna Augustyna. W pierwszej ławce podczas nabożeństwa, wpatrzona w jej obraz, klęczy kobieta. Jej sytuacja jest podobna do sytuacji wielu innych matek i ojców.
- Starszy syn twierdził, że odszedł dlatego, że kazaliśmy mu chodzić do kościoła. No to młodszemu nie kazaliśmy, ale też przestał chodzić - mówi w poczuciu bezradności.
- Szukam tutaj pomocy - deklaruje, przeżywając odchodzenie swoich dzieci od Pana Boga. Stopniowo, jak przyznaje, zrozumiała, że nie ma walczyć z nimi, tylko o nie - duchowo, na modlitwie.
- Mieliśmy problemy z jednym synem. Wyprowadził się z domu i zamieszkał z dziewczyną. Bolało mnie to i mówiłam mu, że mi się to nie podoba. Chodziłam do Moniki i prosiłam. Któregoś dnia syn oznajmił, że chce wziąć ślub. Cieszę się z tego. Drugi syn przez lata był ministrantem. W pewnym momencie stwierdził, że go to krępuje i zrezygnował. W końcu przestał w ogóle chodzić do kościoła. Córka tłumaczy się teraz pandemią i dyspensą. Staramy się tłumaczyć, że to jednak nie to samo - opowiada mieszkanka Szczecinka.
Szczecinek, 27 stycznia. Nabożeństwo do św. Moniki. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto GośćNabożeństwa do św. Moniki odbywają się w szczecineckiej parafii każdego 27. dnia miesiąca. Oprócz nich raz w miesiącu można przyjść do kościoła i wziąć udział w specjalnych nabożeństwach także do św. Rity, św. Gerarda Majello i św. Jana Neumanna.
Św. Rita patronuje wszelkim trudnym sprawom, św. Gerard - małżeństwom pragnącym potomstwa, a św. Jan Neumann - chorym na nowotwory.
Rak, problemy z dziećmi, trudności małżeńskie, bezpłodność, to współczesne problemy, które dotykają wielu. - Wszystkie te formy pobożności, oprócz nabożeństwa do św. Jana Neumanna, są oddolne. Nie zostały wymyślone przy biurku. Ludzie mają takie potrzeby, staramy się więc na nie odpowiadać. Nie wiem, czy przetrwają próbę czasu, ale na dzisiaj są potrzebne - mówi ks. Arkadiusz.
Jak podkreśla, nabożeństwa nie są długie i zostały opracowane w dialogu z liturgistami oraz specjalistami od teologii duchowości. - Trwają maksymalnie 20 minut. Rozpoczynają się zawsze po Mszy św. Zamysł duszpasterski jest bowiem taki, żeby najpierw uczestniczyć w Eucharystii, a potem dopiero prosić o wstawiennictwo świętych. Chcieliśmy, żeby akcent był położony właściwie. Centrum życia duchowego i modlitwy jest zdecydowanie Eucharystia - podkreśla proboszcz.
W nabożeństwach bierze udział po kilkadziesiąt osób. W czasie pandemii jest ich nieco mniej.
Szczecinek, 27 stycznia. Nabożeństwo do św. Moniki. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość