Zmarłego 2 lutego ks. kan. Mariana Kopcia pożegnano w Czarnem i Bińczu.
Mszy św. pogrzebowej w kościele pw. św. Józefa w Czarnem oraz odprowadzeniu ciała na miejski cmentarz przewodniczył 5 lutego bp Krzysztof Włodarczyk. Liturgię koncelebrowało 20 kapłanów. Dzień wcześniej byłego proboszcza pożegnali wierni w Bińczu – podczas Mszy św. i wieczornego czuwania przy trumnie.
Biskup Włodarczyk podkreślił wartość sakramentalnej posługi spełnionej w ciągu prawie pół wieku kapłaństwa ks. Mariana Kopcia. – W tych liczbach zawierają się jeszcze większe sumy: potężna ilość odprawionych Mszy św., setki tysięcy rozgrzeszeń udzielonych w konfesjonale, bo przecież był znany z tej gorliwie i pokornie pełnionej posługi, miliony rozdanych Komunii, wiele pobłogosławionych małżeństw, udzielonych chrztów – wyliczał kaznodzieja. – Osoby, które spotkały go na swej drodze, opisują go w ten sposób: gorliwy kapłan, wierny Chrystusowi, pogodny z usposobienia, życzliwy dla innych, wspaniały, skromny ksiądz, ciepły, miły, zawsze gotowy służyć drugiemu człowiekowi.
Bp Włodarczyk zauważył, że ks. Kopeć należał do tego rodzaju ludzi, którzy nie błyszczą, tylko są dobrzy i właśnie w tym tkwi ich wielkość. – Świadkowie jego życia wspominają, że ks. Marian nie narzekał. Pytany, jak się czuje, często odpowiadał: "Było, nie było, Pan Bóg łaskaw".
Rodzinny rys zmarłego przedstawiła jedna z jego siostrzenic, wspominając troskę młodego Mariana o rodzinę, owdowiałą mamę. A także serdeczną i wciąż podtrzymywaną więź z rodzeństwem – był jednym z sześciorga dzieci Jana i Rozalii – oraz z 19 siostrzeńcami i bratankami. – Z każdym z nas utrzymywał kontakt, interesował się, błogosławił nasze małżeństwa. Był dobrym wujkiem, lubianym przez dzieci w rodzinie, dla których zawsze miał cukierki – wspominała. – Ostatnie dwa lata były dla wujka szczególnie trudne, nie mógł swobodnie chodzić. To ograniczenie znosił cierpliwie. Zawsze niezależny i samodzielny, teraz musiał liczyć na innych. Jednak nigdy się nie załamywał, przeciwnie, kiedy go odwiedzałam, nie chciał bym robiła mu domowe porządki, lecz siadała z nim, rozmawiała i słuchała wspomnień rodzinnych, które chciał, by pozostały w naszej pamięci.
Parafianie z filii w Wyczechach zapamiętali śp. ks. Kopcia jako budowniczego ich kościoła, wzniesionego z zabudowań mieszkalnych. W gruntowej przebudowie proboszcz brał czynny udział, dopilnowując prac osobiście, na plac budowy dojeżdżając autobusem i wracając nim na plebanię po wielu godzinach pracy. – Sam pomagał, zakasał sutannę i cegły przekładał. Dobrze wiedział, czego chce i umiał to dopiąć na ostatni guzik – mówi Bogumiła Krygier. – Zawsze mówił nam, że Bóg się urodził w stajence i my też z normalnego domu będziemy mieli swój własny kościółek.
– Interesował się naszymi rodzinami, tym, jak dzieciom idzie w szkołach, jak sobie radzą, gdy opuszczają Wyczechy. Był prawdziwym księdzem z powołania – mówi Helena Nicpoń.