30 mężczyzn ruszyło Drogą Krzyżową z Żydowa na Górę Polanowską. Prowadził ich duchowo "Hymn o miłości".
Rankiem 20 lutego męska pielgrzymka pokutna po raz drugi wyruszyła ze Skrzatusza na Górę Polanowską. Pierwszy etap panowie, a było ich ponad 30, pokonali autokarem, od Żydowa ruszyli pieszo.
- Drugi rok spędzamy w ten sposób pierwszą sobotę Wielkiego Postu i liczymy, że stanie się to już naszą tradycją - mówi ks. Paweł Haraburda, wikariusz parafii w Skrzatuszu, który zainaugurował pokutną pielgrzymkę do Polanowa oraz towarzyszy panom gromadzącym się w parafii na męskich spotkaniach w każdy ostatni piątek miesiąca.
- W pielgrzymowaniu ważny jest element ciszy i zatrzymania nad swoim życiem. Tak to rozpoczęliśmy przed rokiem i panowie dobrze wspominali to wydarzenie, zwłaszcza, że te kilkanaście kilometrów przebytych pieszo stwarza możliwość spowiedzi i osobistej duchowej rozmowy. Towarzyszyło nam więc to samo hasło, że dobrze jest przed Bogiem wyznawać grzechy - powiedział duszpasterz.
Tematem dnia był "Hymn o miłości" przeżywany w kontekście Drogi Krzyżowej.
U celu pielgrzymki, w pustelni Maryi Bramy Niebios, panowie uczestniczyli we Mszy św., podczas której kazanie wygłosił pustelnik o. Janusz Jędryszek, po liturgii zaś zaprosił gości na grochówkę. Na ognisku pielgrzymi piekli kiełbaski.
Część drogi panowie pokonali zaśnieżonymi leśnymi i polnymi drogami. Bartłomiej MikołajewskiWysiłkowi pielgrzymów w czasie blisko 12-kilometrowej trasy sprzyjało piękno przyrody, ale w porównaniu z zeszłym rokiem trudnością okazał się roztapiający się śnieg. Tempo było różne, zwłaszcza że uczestnicy byli w różnym wieku - dla jednych droga okazała się dużym wyzwaniem, inni pokonali ją bez problemu.
Robert Kaszkowiak z Wielenia po raz pierwszy wybrał się na taką długą pielgrzymkę właśnie rok temu. Wówczas nie był przygotowany na duży wysiłek i tylko zaciśnięcie zębów i mocne postanowienie, by wytrwać, trzymało go na drodze pokonywanej w milczeniu. W tym roku lepiej się przygotował - pod względem technicznym - do wielokilometrowego marszu i tym razem to on życzył po cichu innym, by dotrwali, gdy grząski i topniejący śnieg utrudniał marsz. Wszyscy dotarli do celu. - To jest niesamowite przeżycie, kiedy idzie się, w sumie samemu, w milczeniu, wokół śnieg, ciężko, ale też piękno natury. Mocne było zwłaszcza to odniesienie Drogi Krzyżowej do "Hymnu o miłości" - mówi. - Człowiek w takiej sytuacji zostawia swój bałagan, idzie już bez tego całego obciążenia, bo wie, że po prostu musi dojść, przez ten wielki śnieg, prawie jak w Zakopanem. Liczę, że to dzieło utrwali się, że będziemy je powtarzać co roku - dodaje.
- To był czas dobrego męskiego spotkania z drugim człowiekiem, na przykład wartościowych rozmów w autokarze, zwłaszcza że w czasie pandemii relacje z ludźmi są dość okrojone - mówi Krzysztof Bednarski z Piły. - Już wiele razy przekonałem się, że kiedy Pan Bóg chce coś do mnie powiedzieć, co mnie zbuduje i umocni, to wykorzystuje takie momenty, jak właśnie ta cisza w czasie naszej Drogi Krzyżowej. I tak było teraz - powiedział. - Pan Bóg pracuje ze mną indywidualnie. To, co dla drugiej osoby jest być może proste, ode mnie wymaga wyjścia poza moją strefę komfortu. Ale właśnie to mnie rozwija. Dlatego takie pielgrzymowanie oceniam jako dobre doświadczenie - stwierdza.
Dla wielu trudny szlak okazał się sporym wyzwaniem, jednak wszyscy dotarli do celu. Bartłomiej Mikołajewski