Nowy numer 22/2023 Archiwum

Adoptuj duchowo, bo życie jest cudem

Choć zobowiązuje do 9-miesięcznej pamięci modlitewnej, wciąż są chętni, by ją podejmować. Dzieło to przybiera nowe formy i inicjuje kolejne akcje.

Basia to ja

Dom Samotnej Matki od trzech dekad propaguje na Pomorzu Środkowym ideę zawartą w swoim imieniu – „Dar życia”. Siostry ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej służą nienarodzonym nie tylko poprzez podejmowanie adopcji duchowej i zapraszanie do niej ludzi skupionych wokół placówki, ale też czuwając przy oknie życia, a najczęściej przy matkach, z których wiele bez tego domu nie poradziłoby sobie z problemem niechcianej ciąży czy osamotnionego macierzyństwa.

Siostra Barbara Wilkowska od lat regularnie podejmuje adopcję duchową także dlatego, że nosi w sercu wdzięczność za dar własnego życia. Opowiada o sytuacji swoich niemłodych rodziców targanych konfliktem wewnętrznym na wieść o tym, że ich trzecie dziecko może urodzić się z zespołem Downa. – Urodziła się dziewczynka, ma na imię Barbara. I to jestem ja – wyznaje s. Wilkowska.

Jest przekonana, że puste miejsca w świątyniach Europy są takie dlatego, że tych członków – abortowanych w łonach matek – Kościół się nie doczekał. Adopcję duchową rozumie jako duchową walkę i swój przywilej. – Wierzę, że modlitwa otwiera kanał łaski, przez który Bóg może dotrzeć do matek i ojców, dając im światło prawdy i pragnienie przyjęcia daru życia ich nienarodzonego dziecka.

– Doświadczam trudu tych dziewięciu miesięcy modlitwy i czasami jest pokusa zaprzestania – przyznaje siostra. – Kiedy jednak kończy się ten czas duchowej adopcji, jest radość i pokój, a także nadzieja, że modlitwa została wysłuchana i urodziło się dziecko.

Piorun im niestraszny

Wielu naszych diecezjan troszczy się o niechciane poczęte dzieci. Podejmują to wyzwanie osoby duchowne i świeckie, dorośli, młodzież i dzieci. Dzieło propagują katecheci w szkołach, przyłączają się harcerze, młodzież zrzeszona we wspólnotach katolickich. Niestety, młodzi bardziej niż inne grupy wiekowe muszą ścierać się z odmiennym w temacie ochrony życia ludzkiego od poczęcia światopoglądem swojej grupy rówieśniczej, w ostatnich miesiącach wzmocnionym strajkami kobiet i agresywną retoryką spod znaku pioruna.

Jak przekonuje Adrian Buchholz, 19-latek z Jamna, warto jednak do tej grupy docierać. Jemu wystarczyło, że jako harcerz z ZHR usłyszał o tym dziele podczas pielgrzymki Miłosierdzia do Myśliborza i od razu rozpoczął walkę duchową o nienarodzone dziecko, a po roku namówił do tego swoich rodziców. – Nagle dowiedziałem się, że coś takiego w ogóle istnieje – mówi o spotkaniu z pewnym kapłanem, zapalonym do tematu ochrony życia nienarodzonych. – Pomyślałem: dziesiątka Różańca dziennie w zamian za czyjeś życie? To dobre rozwiązanie.

Potem okazało się, że niekiedy i jedną dziesiątkę trudno odmówić, zwłaszcza pozostawioną na koniec dnia, ale Adrian szybko liczy: – Zmawia się ją w kilka minut, może trzy, cztery. To przecież trwa tyle, co zaparzenie herbaty na śniadanie. Choć pojawiają się kryzysy, wybór jest więc oczywisty – mówi przyboczny ZHR. Potem jeszcze dwukrotnie adoptował nienarodzonego człowieka.

Mimo że idea pro-life wśród nastolatków nie jest popularna, razem z Adrianem duchową adopcję przyjęło ok. 20 harcerzy. Jednak w środowisku szkolnym proporcje zmieniają się diametralnie.

– Na hasło „życie nienarodzone” dość często czułem się wywoływany do tablicy – mówi 19-latek o lekcjach WDŻWR-u, WOS-u czy historii. – Chociaż byłem w kontrze do większości klasy, czułem potrzebę, by zaprezentować swoje zdanie. Nawet jeśli umiem zrozumieć, że koledzypojmują swobodę w kwestii aborcji jako wolność wyboru, to jednak nie rozumiem, dlaczego mówią o tym w takiej formie – mówi Adrian o postawie agresji czy opowiadaniu się po stronie strajków opatrzonych logo pioruna. – Pokazuję im, że to nienarodzone dziecko powinno również mieć swoje prawa, tak jak każdy z nas je ma.

Jak przyznaje nastolatek, dawniej był bardziej zawzięty w rówieśniczych rozmowach na ten temat. – Teraz szukam odpowiednich momentów rozmowy, staram się rozpoznać, że faktycznie warto coś o tym powiedzieć, że przebiję się przez czyjś opór. Rozróżniać te sytuacje pomaga mi formacja harcerska. Wiem też, że w takich wymianach zdań potrzeba jest jak najmniej emocji, a jak najwięcej argumentów. I tak staram się rozmawiać. Mam jednak świadomość, że czasem moje słowa idą na marne.

Choć osobiście nikt Adriana za jego poglądy nie atakował, to jednak poczucie bycia tym innym na tle klasy nie jest mu obce. – Czasem to nawet było poczucie osaczenia, dlatego tak ważne jest mieć wokół siebie wsparcie grupy, z którą dzieli się te same wartości. Dla mnie jest nią harcerstwo. Być samemu jest ciężko, z drużyną za plecami jest łatwo – podsumowuje drużynowy.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast