Nawet zaproszenie do zabawy może stać się pretekstem do tego, by lektura Pisma Świętego stała się dobrym nawykiem.
Pierwszy rozdział przeczytał proboszcz. I rzucił wyzwanie swoim parafianom. – Niektórzy myślą, że Pismo Święte jest tak święte, że aż strach je otwierać. Bo jeszcze coś się stanie, a skutki mogą być nieobliczalne. A tu właśnie o to chodzi, żeby sięgnąć po nie na półkę, odkurzyć i zacząć czytać. Być może internetowe wyzwanie będzie bardziej motywujące – przyznaje ze śmiechem ks. Sebastian Kowal.
Wykorzystująca modę na internetowe challenges zabawa jest prosta. Proboszcz przeczytał pierwszy rozdział Łukaszowej Ewangelii i nominował kilkoro parafian do podjęcia wyzwania. Akcja rozkręciła się, dalece przekraczając granice parafii. – Limity bardzo ograniczają działalność duszpasterską w murach kościelnych. Dlaczego więc nie wykorzystać formuły, która się sprawdza, a co ważne, ma dużo szerszy zasięg, niż moglibyśmy to zrobić w realnej rzeczywistości – dodaje ks. Kowal i zachęca gotowych podjąć wyzwanie: – Nie bójcie się i czytajcie Pismo Święte! Do odważnego wystąpienia w internecie zachęcił też swoich parafian ks. Marcin Gajowniczek. – Poprosiłem, żeby odnaleźli swoją Biblię na półce. Trochę z nadzieją, że jak już sięgnie się po Pismo Święte, żeby zrobić konkursowe selfie, to też otworzy się je, żeby przeczytać choć fragment – tłumaczy proboszcz parafii św. Marcina w Gwieździnie. Bo, jak dodaje, Tydzień Biblijny powinien trwać w życiu chrześcijanina cały rok.
Więcej niż tydzień
Tę prawdę wzięli sobie do serca parafianie z Sycewic. Po długim dniu pracy, załatwieniu wszystkich spraw i obowiązków, zamiast przed telewizorem siadają przed komputerem. Około 20 osób łączy się na wirtualnej platformie i słucha słowa Bożego. Kolejne fragmenty układają się w księgi. – Proboszcz nam czyta Pismo Święte i jeszcze jak dobry tata przed snem pobłogosławi – śmieje się Bożena Kamykowska, która na codzienne spotkania z Biblią stawia się razem z mężem. – Zamiast seriale oglądać, spędzamy wieczór po Bożemu. Sami pewnie do takiej lektury byśmy się nie zmobilizowali – przyznaje.
Pani Alfreda także słucha razem z mężem. – Takie systematyczne spotkania to ogromna mobilizacja. Kilka razy próbowałam sama, raz doszłam do Księgi Machabejskiej, ale nie starczyło mi zapału i się poddałam. Teraz, po ponad miesiącu lektury, widzę, jak to słowo Boże, które dostajemy codziennie, jest nam potrzebne. Jak Duch Święty podsuwa słowa otuchy, dające nadzieję w tych trudnych, pełnych wątpliwości chwilach – dodaje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się