Pod hasłami: "Jezus żyje" i "Bóg cię kocha" w niedzielne popołudnie słupszczanie zamanifestowali swoją wiarę na ulicach miasta.
Rozśpiewany korowód przeszedł przez Słupsk po raz 8., choć wydarzenie odbywa się w mieście po raz 9. W ubiegłym roku maszerujących zatrzymała pandemia. - Bardzo czekaliśmy na ten dzień. W ubiegłym roku była Msza św., był z nami ksiądz biskup, ale bardzo nam brakowało możliwości wyjścia na ulicę. Wychodzimy, żeby powiedzieć, że Jezus jest naszym Panem i Królem. A także żeby podziękować Mu za wszystko: za to, że przetrwaliśmy lockdown, że wielu z nas uzdrowił, że daje nam życie. Chcemy ogłosić, że Jezus jest Panem tego miasta, naszych rodzin i naszego życia - mówi Anna Borowiec ze Wspólnoty św. Krzysztofa Szkoły Nowej Ewangelizacji, organizującej marsz. - Pokazujemy, jaka jest nasza wiara - piękna, radosna, rozśpiewana. Katolicy to ludzie zmartwychwstania - dodaje ewangelizatorka.
O dawaniu świadectwa światu poprzez proste znaki przypominał też bp Krzysztof Włodarczyk, który przewodniczył Mszy św. otwierającej wydarzenie. - Chcemy wyjść na ulice miasta Słupska, bo nie możemy milczeć. Jak moglibyśmy nie mówić, skoro Jezus dokonuje uzdrowienia? Oprócz wyraźnego świadectwa potrzebujemy dzisiaj prostych gestów. Nie wolno nam zaniedbywać zwykłych znaków. Takim znakiem jest to, że będziemy szli i chwalili Pana. Prostota znaku krzyża nie przytłacza, a może obudzić tęsknotę za Tym, który umarł na krzyżu i niósł w sobie życie wieczne. Uwierzmy na nowo, a potem powiedzmy innym, że Jezus nieustannie nas dotyka. Pozwólmy Mu się dotykać najlepszym dotykiem i opowiadajmy o tym innym - zachęcał hierarcha w słupskim sanktuarium św. Józefa.
Potem tłum uśmiechniętych osób z chorągiewkami zapewniającymi, że "Jezus żyje” przeszedł ulicami miasta. - To dla Niego wychodzimy z domów. On jest naszym Panem. A my dajemy świadectwo. Mamy świadomość, że to także na nas spoczywa obowiązek głoszenia, dawania świadectwa i że jest przed nami duchowa walka. Mamy nadzieję, że może niektórych to zmobilizuje do okazywania wiary, a może kogoś nawróci? - wyjaśniają Grzegorz i Zuzanna Kremarczykowie, którzy razem z córkami Jagodą i Klarą wzięli udział w rozśpiewanym wydarzeniu.
Kilkukilometrowy marsz zakończył się u stóp słupskiego ratusza, gdzie bp Włodarczyk zwierzył miasto i jego mieszkańców Jezusowi.