Opowiadanie o lokalnej przeszłości połączone z zaproszeniem do ratowania wiejskiego kościoła - tak w gminie Karlino promuje się historię.
Miejscowym pomysłem na doroczne wydarzenie historyczne jest zapraszanie mieszkańców do miejsc, których nie znają lub do których na co dzień nie da się zajrzeć. Z jednej strony to sposób na zainteresowanie, z drugiej - na promocję lokalnych zabytków, którym bardzo potrzeba zamożnych przyjaciół. Jak kościołowi w Lubiechowie, który domaga się pilnego remontu.
- Promujemy obiekty zabytkowe, w zasadzie na co dzień niedostępne, a bardzo ciekawe, związane z historią regionu. W Lubiechowie już byliśmy, opowiadając o pałacu. Teraz opowiadamy o kościele. Ma to również związek z akcją ratowania świątyni - chcemy o nim opowiadać, promować i w ten sposób też wspomóc to zamierzenie - wyjaśnia Krystian Zalewski, kustosz Muzeum Ziemi Karlińskiej, które jest współorganizatorem wydarzenia.
Obiekt jest XIX-wieczny, więc nie ma tak imponującej historii, jak dużo starsze świątynie gotyckie. Ale i on kryje w sobie wiele ciekawostek, o czym mogli przekonać się goście Dni Dziedzictwa. - Trzeba zaznaczyć, że w Lubiechowie były dwa kościoły. Pierwszy, z 1707 r., wzniesiony przez właściciela majątku - Ramela. Drugi wystawili w 1877 r. kolejni właściciele dóbr lubiechowskich - Schroederowie. Źródła mówią, że nowy kościół stanął na fundamentach poprzedniego - mówi K. Zalewski, zachęcając do uważnego przyjrzenia się samemu obiektowi.
- Nie tylko literatura powie nam o przeszłości obiektu, ale też sam kościół ma w sobie zapisaną historię. Jednym z takich zabytków jest sporych rozmiarów klucz do drzwi, zwieńczony inicjałami fundatora kościoła. Albo inskrypcja z nazwiskiem rzemieślnika Meinkego, którą odkryto we wkładce zamka do drzwi, czy nazwisko dekarza odnotowane na belce w więźbie dachowej - podpowiada.
Nieco o historii kościoła i ludziach z nim związanych opowiadają też lubiechowskie dzwony. Zły stan techniczny wieży sprawił, że trzeba było je sprowadzić na ziemię, gdzie czekają na remont kościoła. - Kościół w Lubiechowie miał dwa dzwony, pochodzące ze starej kaplicy. Trzeci, największy, ufundowali Robert Schroeder i jego żona Emilia, kiedy wystawiono nowy kościół. Wszystkie trzy zostały przetopione w 1917 r. na potrzeby wojenne. "Narodziły" się powtórnie w 1927 r. za sprawą Klary Schumann, ostatniej właścicielki majątku - opowiada kustosz o historii odczytanej z dzwonów.
Lubiechowska świątynia jest w bardzo złym stanie. Wymaga czułej opieki konserwatorskiej, a co za tym idzie - ogromnych pieniędzy. Szukają ich włodarze gminy, ale i sami mieszkańcy Lubiechowa. Z rozczarowaniem przyjęli informację o nieotrzymaniu państwowej dotacji, która pozwoliłaby na wymianę dachu. Sami jednak także podjęli już pierwsze działania. - Wymieniliśmy dziurawe okna po jednej stronie, w remoncie są drewniane drzwi. Pozwoliły na to pieniądze, które sami zebraliśmy w ciągu pół roku. Dostaliśmy też niewielkie dofinansowanie ze starostwa oraz marszałka województwa. Kwoty, których potrzebujemy, są olbrzymie, ale małymi etapami próbujemy coś zrobić, bo to też wlewa otuchę w serca mieszkańców, zachęca do dalszej ofiarności - mówi Witold Ćmoch, jeden z mieszkańców zaangażowanych w ratowanie kościoła.
Swoją cegiełkę do remontu mogli dołożyć też goście Dni Dziedzictwa. Jedną z okazji była licytacja obrazów, przekazanych przez artystów tworzących podczas letniego pleneru w pobliskim Kłopotowie. Najwyższą cenę - 2300 zł - osiągnęło płótno przedstawiające lubiechowski kościół. Kupił je anonimowy nabywca, który zobowiązał się, że przekaże ten obraz na kolejną licytację wspierającą remontowe konto świątyni.