Malarstwo odwzorowuje rzeczywistość ziemską, ikona – duchową. Jest jak drzwi, za którymi można spotkać Boga.
Zanim sięgną po pędzelki, szepczą modlitwę, oddając swoje ręce Boskiemu Mistrzowi. Od modlitwy ikona się zaczyna i modlitwie służy.
Debiutantom trudno uniknąć drżenia ręki przed postawieniem pierwszej kreski. W piwnicy kołobrzeskiej plebanii konkatedralnej w skupieniu pochylają się nad pokrytą dwunastoma warstwami gruntu (jak 12 apostołów) lipową deską. Skrupulatnie odrysowują z podlinnika cienkie kreski, z aptekarską dokładnością odliczają krople dodawanego do pigmentu spoiwa – żółtka zmieszanego z winem. A kiedy po sześciu dniach wytężonej pracy stawiają obok siebie kilkanaście ikon, każda jest inna. – Im dłużej zajmuję się ikonami, tym bardziej mnie to zdumiewa. To przestrzeń indywidualnego spotkania z Bogiem, który z czułością każdego inaczej prowadzi. Zachwyca mnie intymność tego procesu – mówi prowadzący warsztaty Roman Zięba.
Czytanie ikony
Choć to zwyczajna kalka językowa z rosyjskiego, że ikonę się pisze, nie maluje, jest w tej myśli jednak głębsza treść. Ikona to Ewangelia w kolorach, którą można czytać jak słowo Boże. Ale ikonopis także może z niej wiele wyczytać o sobie. – Spotkałem kiedyś dziewczynę chorą na borderline, której wrażliwość na bodźce była niewyobrażalna dla człowieka zdrowego. Zobaczyła dziewięć ikon, napisanych przez zupełnie nieznanych sobie wcześniej ludzi. Przypisała wszystkie bezbłędnie do autorów – opowiada Roman. – Mamy w sobie dynamikę: temperament, wrażliwość, skłonności, wady. Technika temperowa jest bardzo trudna, niestabilna, kapryśna. Dlatego wszystko tak czule rejestruje – tłumaczy.
Nic pomiędzy
Ikona Oli tchnie spokojem łagodnego spojrzenia Jezusa. Twarz subtelnie wyłania się z cieni, ożywa delikatnymi rozświetleniami. – Tak, mam w sobie sporo spokoju. To dar Ducha Świętego – przyznaje z ciepłym uśmiechem Aleksandra Siewiera. U niej zaczęło się od... pandemii. – Siedzieliśmy w domu, dzieci odrabiały lekcje, a ja poczułam, że Bóg ma dla mnie zupełnie nową drogę – opowiada. W ruszeniu nią nie przeszkodziły ani brak teoretycznych podstaw, ani nieznajomość technik. Matka Boża Pneumatofora (niosąca Ducha Świętego) może nie została stworzona według wielowiekowej tradycji ikonopisarskiej, ale miesiąc później Ola już jechała na tygodniowe warsztaty, zostawiając w domu dzieci i męża. Pisząc swoją czwartą ikonę, na kilka godzin odcina się od świata. – Jesteś tylko ty i Jezus, którego twarz się wydobywa z cieni. Nic pomiędzy – uśmiecha się.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się