Na terenie koszalińskiego szpitala upamiętniono tę, która go zbudowała - Berthę von Massow, przełożoną służącego w przedwojennym Koszalinie zgromadzenia.
Diakonissenanstalt Salem powstał w 1868 r. w Szczecinie. W 1912 r. podjęto decyzję o przeniesieniu siedziby zgromadzenia do Koszalina, a rok później, po podpisaniu porozumienia z władzami miejskimi, diakonise wybudowały szpital, który służy mieszkańcom regionu do dzisiaj. Uhonorowanie i przypomnienie nazwiska ich przełożonej, Berty von Massow, to zasługa Koszalińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego.
- Staramy się konsekwentnie dbać o przywracanie pamięci o osobach tak ważnych dla Koszalina. W 2004 r. upamiętniliśmy superintendenta Fritza Onnascha i jego syna Friedricha Onnascha, wybitnych duchownych, którzy życiem przypłacili sprzeciw wobec nazizmu. Berthcie von Massow zawdzięczamy wybudowanie u stóp Góry Chełmskiej kompleksu budynków, w których znalazły się szpital miejski, przedszkole, dom samotnej matki, dom dziecka, szkoła pielęgniarska i funkcjonowało gospodarstwo rolne na potrzeby szpitala - przypomina Anna Rawska, prezes KTSK.
Na wydarzenie przyjechała szósta w historii przełożona zgromadzenia, Andrea Brewitt razem ze współsiostrą. Karolina Pawłowska /Foto Gość- Zebrało się parę osób, miłośników historii, którzy zaczęli się zastanawiać, co ze starego Koszalina trzeba upamiętnić. Odezwał się we mnie duch nauczycielski: trzeba upamiętniać tych, którzy swoją postawą przekazywali uniwersalne wartości. Bertha von Massow wydaje mi się najlepszym tego przykładem - podkreśla Iwona Sławińska, pedagog, historyk, miłośniczka dziejów Koszalina, która z racji wieloletniej pracy w Zespole Szkół Medycznych bada dzieje koszalińskiej opieki zdrowotnej.
Jak zauważa przełożona protestanckiego zgromadzenia, to także przykład wyjątkowej, wykształconej, przedsiębiorczej kobiety.
- Kiedy zaczynała działalność, rozpoczął się czas sprzyjający kobietom. Dzięki rewolucji naukowo-technicznej i społecznej, także postępowości Kościoła luterańskiego, szybko zaczęły wypływać na powierzchnię działalności społecznej kobiety. Tu najpierw zostały dostrzeżone jako osoby potrafiące zarządzać, tworzyć, kształcić się. W Koszalinie było więcej takich kobiet i mam nadzieję, że będzie okazja o nich także opowiedzieć - dodaje historyk.
Tablicę umieszczono na ścianie dzisiejszego budynku administracyjnego szpitala, dawniej - domu dla emerytowanych sióstr. Karolina Pawłowska /Foto GośćDiakonise zniknęły z miasta wraz z jego niemieckimi mieszkańcami. Ich przełożona jednak pozostała w Koszalinie na zawsze. Zginęła w ostatnich dniach wojny, broniąc współsióstr przed zdobywającymi miasto radzieckimi żołnierzami. Tym wymowniej brzmią jej słowa, którymi opatrzona została pamiątkowa tablica: „Bóg zabiera swoich pracowników, ale ich dzieło pozostaje”.
- Nasze zgromadzenie zostało założone 153 lata temu w Szczecinie. Tam zostało rzucone w ziemię ziarno. W Koszalinie ziarno to było podlewane i pielęgnowane przez przełożoną zgromadzenia Berthę von Massow. Przekazała je potem siostrom na daleką podróż. Dzięki temu mogłyśmy w 1950 r. w Minden zacząć od nowa. Gdyby siostra Bertha była dzisiaj z nami, niewątpliwie byłaby dumna z tego, jak pięknie to ziarno wykiełkowało, wyrosło i jaki przyniosło owoc - mówi Andrea Brewitt, szósta w historii przełożona Zgromadzenia Salem, która przyjechała na uroczystość z Minden, gdzie po wojnie osiadły diakonise Salem.
Tablica umieszczona została na budynku administracji Szpitala Wojewódzkiego, w którym dawniej mieścił się dom dla emerytowanych sióstr.
Więcej o Berthcie von Massow i śladach po diakonisach w dzisiejszym Koszalinie w jednym z kolejnych wydań papierowych "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".