Myślę, że jest to fałszywa alternatywa - przynajmniej czasami. Czy naprawdę trzeba rezygnować ze stawiania zniczy na grobach, żeby ratować planetę?
Ostatnio pojawiają się, przynajmniej w przestrzeni medialnej, tego typu pomysły, np. w formie memów. Jedna z parafii w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej opublikowała nawet na swoim profilu facebookowym apel w tej sprawie wystosowany przez lokalną firmę świadczącą usługi komunalne.
Z apelu wynika, że "zdrowa przyszłość naszej planety" w pewnym stopniu zależy od listopadowych zwyczajów związanych z odwiedzaniem grobów.
W związku z tym autorzy apelu proponują, aby pieniądze wydane na kwiaty i znicze przeznaczyć na "inny, szczytny cel". Będzie on "trwalszy niż kwiaty, które po kilku dniach zwiędną, czy znicze, które się wypalą".
Następnie w tekście pojawia się stwierdzenie, że owe kwiaty i znicze staną się "odpadem", który trzeba będzie usunąć. Ilość odpadów rośnie, więc - zdaniem autorów - być może lepiej byłoby zastąpić zwyczajowy gest "szczerą modlitwą, pamięcią, czy choćby wirtualnym światełkiem dostępnym na większości przeglądarek cmentarnych w internecie".
Jestem gorącym orędownikiem zachowań proekologicznych. Uważam też, że ekologia jest dla Kościoła obszarem wciąż do zagospodarowania. Jednocześnie uważam wspomniany apel za bardzo nietrafiony, a nawet szkodliwy - nie tylko dla pięknych zwyczajów, ale także dla samej ekologii - a szczególnie dla jej postrzegania przez ludzi.
Myślę tu najpierw o całej rzeszy tych, którzy produkują znicze i kwiaty z przeznaczeniem na groby oraz o tych, którzy w dniach poprzedzających listopadowe uroczystości nimi handlują. Tego typu propozycje, wysuwane właśnie w tym momencie, stawiają tych ludzi w bardzo trudnej sytuacji. Odnoszę wrażenie, że nie biorą pod uwagę ich trudu i często całorocznej pracy.
Czy jednak w naszych zwyczajach, również tych związanych z grobami, nie przesadzamy? Owszem, nawet często, dlatego warto o tym mówić. Pytanie tylko, jak to robić?
To jasne, że jeśli za gestem zapalenia znicza, nie stoi szczera modlitwa (oczywiście w przypadku osób wierzących), taki gest staje się pusty, tracąc na znaczeniu. O tym warto pamiętać zawsze, aby nie popaść w wypłukany z sensu rytualizm, czy przyjmującą żenujące formy przesadę.
Jednak nie oznacza to, że zewnętrzny gest jest bez znaczenia. Człowiek wyraża się poprzez konkrety, czyli to, co dotykalne, mierzalne, widzialne. Takie gesty wymagają bowiem konkretnego wysiłku, np. wyjścia z domu w nieciekawą pogodę, dotarcia na cmentarz, odszukania grobu i postawienia na nim znicza, który może trudno zapalić w czasie lejącego deszczu.
Wiedzą o tym osoby, które poprzez tego typu gesty wyrażają sobie na co dzień miłość - w różnych sytuacjach i kontekstach. Wirtualność takich gestów nie zastąpi - przynajmniej mam wciąż taką nadzieję.
Przekonanie, że wszystko można wyrazić duchowo, czy wirtualnie, jest błędne. Świadczy o tym po prostu życie - to prawdziwe, codzienne. Taki jest po prostu człowiek - jest cielesny, więc musi się wyrażać także przez ciało.
A może warto po prostu pomyśleć o produkowaniu zniczy z materiałów biodegradowalnych, nadających się do recyklingu, jak czyni się to w przypadku różnego rodzaju opakowań? Może warto zatroszczyć się o to, aby nie kupować ciągle nowych zniczy, tylko wymienne wkłady?
Może warto po prostu pomyśleć, jak piękne tradycje uczynić bardziej przyjaznymi środowisku, jednocześnie ich nie niszcząc?