O zmianie "mentalności instant", wędrowaniu ważniejszym niż cel i mało cudownych cudach św. Jakuba opowiada ks. prof. Piotr Roszak, organizator Parlamentu Jakubowego.
Kierownik Pracowni Szlaku św. Jakuba przy Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i przewodniczący Rady Programowej ds. Rozwoju Szlaku św. Jakuba w woj. kujawsko-pomorskim był gościem męskiego spotkania na Świętej Górze Polanowskiej.
Karolina Pawłowska: Nie wybrałam się nigdy na kilkudniową pielgrzymkę, ale szlak oznaczony żółtą muszelką przebiega tuż obok drzwi mojego domu. Kiedy tylko wychodzę na drogę, wzbudzam w sobie intencję i... czuję się, jak na pielgrzymce.
Ks. Piotr Roszak: Camino nie liczy się ilością kilometrów. Miarą jest duch pielgrzyma i intencja. Cenne są więc i te krótkie odcinki. To fenomen tego pielgrzymowania. Często można też zobaczyć, jak ludzie sobie camino „budują”: nie jako jedną, kilkumiesięczną wyprawę, ale złożone z kilkudniowych odcinków doroczne przejście. Może brakuje na niej kryzysów związane z wyczerpaniem i zmęczeniem, ale pojawiają się inne, choćby wynikające z braku wytrwałości.
I zdarza się to, co Ksiądz nazwał „dostrajaniem się”, opowiadając o Portalu Chwały katedry w Santiago de Compostela. Rzeźbiarz przedstawił Pantokratora w otoczeniu starców z Apokalipsy, strojących instrumenty, „dostrajających” się do najczystszego dźwięku, jakim jest Jezus. Dusza pięknie się stroi, kiedy trzeci dzień pada, kiedy zabrakło noclegu, albo pojawiają się pęcherze...
Oczywiście, wtedy narzekamy, skarżymy się, ale Pan Bóg tak działa, że prędzej czy później wydobywa się z tego czysty dźwięk. Jak coś nam zabiera, na przykład komfort, to uświadamia, jaką to miało wartość. No i chyba wszyscy pielgrzymi potwierdzają, że wtedy, gdy coś nie wyszło, zaskoczyło, bolało otwierają się niezwykłe drogi Opatrzności. Okazuje się, że to doświadczenie było bardzo potrzebne, że może właśnie o to chodziło w tym pielgrzymowaniu.
Nie wszyscy dojdziemy do grobu Apostoła. Trzy miesiące potrzebne na pokonanie 3 tysięcy kilometrów to jednak luksus, na który nie każdy z nas może sobie pozwolić. Tym większym błogosławieństwem są lokalne szlaki, z których możemy w każdej chwili skorzystać.
Pamiętajmy, że pielgrzymowanie zaczyna się od progu własnego domu. Średniowieczny pielgrzym nie mógł polecieć w Pireneje, zacząć swojej drogi od Leon czy Burgos. Wychodził z domu, żegnany przez bliskich, z listem otrzymanym w swojej parafii, potwierdzającym, że podróżuje w celach religijnych (a więc mógł być zwolniony z różnych opłat), zostawiając testament. Powrotną drogę także pokonywał na piechotę. Pielgrzymka nie zaczyna się w Hiszpanii, ale na progu twojego domu. Prowadzi ścieżkami, jak Pomorska Droga Świętego Jakuba, uświęconymi modlitwą pielgrzymów i śladami kultury chrześcijańskiej. Camino nie jest tunelem prowadzącym do mety.
Zresztą nie meta w tym pielgrzymowaniu jest najważniejsza.
Tak, nie chodzi o to, żeby udowodnić sobie, że dałem radę. Przeciwnie, o doświadczenie łaski, która przychodzi przez rzeczy trudne, zniechęcające. I może to jest to błogosławieństwo camino? Błogosławieństwo przecież nie oznacza: od teraz wszystko ci się uda, nie będziesz miał żadnych problemów. Mówimy o Matce Bożej, że jest błogosławiona, a zarazem widzimy, że Jej życie nie było usłane różami, aniołowie Jej na rękach nie nosili.
Wystarczy zrobić Panu Bogu przestrzeń do działania, a na camino tego nie brakuje.
Także dlatego, że odłączamy się od rzeczy i spraw, do których jesteśmy na co dzień przyklejeni, a które przesłaniają nam cały świat. Widzę to u pielgrzymów po kilku dniach. Kiedy już obfotografowali wszystko dookoła, nagadali się, to trzeciego, czwartego dnia przychodzi... widzenie łaski.
A z każdym przebytym kilometrem weryfikujemy zawartość plecaka, uświadamiając sobie, czego tak naprawdę potrzebujemy do życia.
Kiedy ktoś pyta mnie, jak się przygotować do camino, mówię, żeby ułożyć przed sobą tylko te rzeczy, które są naprawdę niezbędne. A potem zapakować połowę z nich. Najczęściej to działa. Niesiemy też intencje, swoje i powierzone, a to dodatkowy ciężar duchowy.
Bywa, że tym, którzy są silni, zahartowani i kilometry nie stanowią dla nich większego problemu, Pan Bóg dawał takie doświadczenia duchowe, że przejście kilkudziesięciu kilometrów stawało się wyzwaniem. Ci słabi, którzy z dużą obawą ruszali w drogę, otrzymywali z kolei takie łaski, które sprawiały, że camino przebyli jak na skrzydłach, bez jednego bąbla na stopie. To cuda św. Jakuba?
Jak najbardziej. Ja myślę, że on wyprasza nam takie mało cudowne cuda. One się dokonują w gwarze codzienności, w pokonywaniu trudności. Nie są spektakularne. Tak jak w życiu św. Jakuba nie było spektakularnych wydarzeń. Różne źródła podają, że swoim działaniem ewangelizacyjnym nawrócił... od 5 do 7 osób. Nie było pociągniętych za sobą tłumów. Były małe, stawiane jeden po drugim kroki, które - jak się później okazało - przyniosły spektakularne owoce.
Czyli siać bez oczekiwania, że zobaczy się owoce?
Przypomina o tym dzisiaj papież Franciszek. Musimy być ludźmi, którzy inicjują pewne procesy, bez oczekiwania, że zobaczymy ich skutki. Żyjemy w kulturze instatnt, która wymusza na nas natychmiastowe efekty. A tu chodzi o to, żeby zacząć zmianę, która przyjdzie być może dopiero w następnym pokoleniu. Żyjemy w przekonaniu, że najważniejsza jest realizacja celu. Może więc camino uczy tej cierpliwości. Tego, że to, co się wydarza po drodze jest istotną częścią pielgrzymowania.
Mówi Ksiądz, że camino to droga bardziej prowadząca do wartości niż do celu.
Możesz ją skonfigurować dowolnie, na takim etapie życia, jakim jesteś, ale chodzi o podstawowe wartości. Pielgrzymka to dla mnie wolność. Wolność nie tylko "od czegoś", ile wolność "do czegoś". Za każdym razem tak to odkrywałem, że to wezwanie do większego radykalizmu, zakorzenienia w tym, co wartościowe. Mówimy „buen camino”, ale co to znaczy dobra droga? Taka, na której nie masz trudności, spotykasz samych wspaniałych ludzi? A może wcale nie. Może dobra droga, to taka, na której trzeba nadrobić kilometrów, żeby porozmawiać z człowiekiem? Albo zmoknąć, bo oddało się parasol komuś, kto tego potrzebował? Albo taka droga, którą trzeba przerwać i wrócić do domu? I może się okazać, że to właśnie było najpiękniejsze camino.
Więcej o wędrowaniu szlakiem wiodącym do Santiago de Compostela, także tym pomorskim, w numerze 6 wydania papierowego „Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego”.