Po dwuletniej przerwie mieszkańcy karlińskiej parafii wznowili tradycję wielkopostnego rozważania Męki Pańskiej w drodze.
Z kościoła parafialnego w Karlinie pod stojącą na domacyńskim wzgórzu figurę Matki Bożej jest kilkanaście kilometrów. Żeby je pokonać, karlińscy pątnicy potrzebowali czterech godzin.
- Kiedy się człowiek zmęczy, łatwiej kruszy się serce - zauważa ks. Dariusz Rataj.
Proboszcz karlińskiej parafii, który poprowadził liczącą około pół setki grupę pielgrzymów przyznaje, że to dystans sprzyjający rozmyślaniom. - Podczas przemierzania kilometrów przyszła mi też do głowy myśl, że to też nasza droga powrotna. Po dwóch latach przerwy spowodowanej pandemią możemy wrócić do tego wędrowania, ale dla niektórych pewnie to też powrót do Pana Boga. On ciągle czeka. To też powrót w szczególnym czasie, w którym dotykani jesteśmy wojną za wschodnią granicą, niepokojami, zagrożeniem, pytaniem o to, co dalej. Warto to wykorzystać w zamyśleniu nad swoją wiarą - dzieli się refleksją z drogi.
Dla wielu z uczestników było to nabożeństwo ekstremalne, choć odbywało się w dzień, a nie w nocy, a do przejścia było "zaledwie” 13 kilometrów, nie 40.
Jest to dla mnie wyzwanie, łatwo nie było. Ale warto, bo potrzebowałem takiej chwili zadumy nad Męką Pana Jezusa - mówi Igor Polehoński. - Można i przeklęczeć nabożeństwo Drogi Krzyżowej w kościele, ale w drodze łatwiej zostawić za sobą wszystkie inne sprawy - dodaje nastolatek.
Zadania nie ułatwiała kwietniowa kapryśna pogoda. Na ostatnich metrach, gdy podchodzili do figury, Pan Bóg pobłogosławił zmęczonym pątnikom słońcem. Wcześniej jednak postraszył burzowymi chmurami, wiatrem i odległymi grzmotami.
- Nie było tak źle. Jednego roku całą tę drogę przeszliśmy w ulewie. Wylewałam wodę z butów - śmieje się Eliza Potomska.
Zapracowana żona i mama, zwłaszcza przed świętami, nie narzeka na brak zajęć, ale ucieszyła się, gdy po dwuletniej przerwie mogła znów przeżyć nabożeństwo Drogi Krzyżowej w drodze.
- To trochę jak wyzwanie: czy dam radę? W tym roku naprawdę mocno się zastanawiałam, czy starczy mi czasu, ale pomyślałam, że bardzo będzie mi czegoś w moich przygotowaniach do świąt brakować, że nie przeżyję czegoś ważnego - dodaje, krzepiąc się gorącym posiłkiem, który dla pątników przygotowali gościnni mieszkańcy Domacyna.