Wyjechali ze Skrzatusza bogatsi nie tylko o własnoręcznie wykonane ikony. Bez wahania przyznają, że tworzenie wizerunku Maryi pod Jej czułym spojrzeniem i w gościnnych progach Jej domu, to więcej niż tylko szkolenie warsztatu.
Po pięciu dniach wytężonej pracy, późnym wieczorem, grupa może odetchnąć: ikony czekają już tylko na jutrzejsze pobłogosławienie. Satysfakcję z dobrze wykonanej pracy i owocnie przeżytego czasu zakłóca jedynie świadomość, że… to już koniec.
Tu dziwnie inaczej płynie czas. Miałam wrażenie, że ciągle jest pora jedzenia. Bo wtedy jakbyśmy budzili się i musieli zejść do zupełnie innego świata - przyznaje ze śmiechem Iwona Wszółkowska. Ustecka ikonopisarka przyznaje, że każde spotkanie z ikoną jest wyjątkowe, ale prowadzenie warsztatów w Skrzatuszu było nietuzinkowym doświadczeniem.
- Pomijając takie przyziemne sprawy, jak słaby zasięg komórkowy i internetowy, co sprawia, że sprawy ze świata do nas nie docierają, nie przeszkadzają, nie wybijają z tego modlitewnego rytmu, czas, który pozwalał nam wszystko przemodlić, równie ważna była sama wyjątkowość tego miejsca. To, że jesteśmy w domu Maryi, z którą czuję taką dużą bliskość duchową, dla mnie jest cudowne. Wiele dni przed warsztatami prosiłam Ją, żeby naprawdę tutaj z nami była, towarzyszyła, prowadziła. I jestem pewna, że dotykając deski pędzlem, nasze ręce miały pomoc z góry - opowiada Iwona.
Pod jej kierunkiem grupa kursantów tworzyła wizerunki Matki Bożej Fatimskiej. Pomysł na napisanie ikony Maryi w domu, w którym gospodynią jest Maryja, to pomysł pracującego w skrzatuskiej parafii duszpasterza.
- Znamy się z panią Iwoną od lat, jeszcze z czasów, kiedy byłem wikariuszem w Ustce. Spotkaliśmy się w Skrzatuszu, gdzie pani Iwona przyjechała na rekolekcje dla kobiet. Przy kawie zaczęła opowiadać o tym, czym się zajmuje, o ikonach, o warsztatach i miłości do Maryi. Zapaliła mi się lampka w głowie: a może zróbmy takie warsztaty tutaj, w miejscu, które Maryja sobie wybrała? - opowiada ks. Wojciech Kolarz.
Dzięki jego duchowemu kierownictwu warsztaty stały się nie tylko ćwiczeniem techniki, ale też szkołą duchowości.
- Maryja nie tylko przemawiała do nas przez wizerunek, który tworzyliśmy, ale też przez konferencje, rozważania, tajemnice różańcowe, spotkanie na codziennej Eucharystii i wieczornych medytacjach przed Najświętszym Sakramentem -0 wyjaśnia duszpasterz, choć zaraz dodaje, że wcale aż tak łatwo nie było, bo i on usiadł z pędzelkiem w ręku przed zagruntowaną deską.
- Panie chyba lepiej sobie radziły z makijażem Maryi niż my z ojcem Michałem - żartuje ks. Wojtek, wskazując innego duszpasterza, który wziął udział w warsztatach. Pod fachowym okiem Iwony jednak nawet debiutantom ikonopisarstwa udało się stworzyć piękne, przepełnione światłem wizerunki.
- Przez pierwsze dni nie dowierzałem, że z tych kresek i plam może wyjść coś dobrego. Byłem jak niewierny Tomasz. Nie dowierzałem swoim umiejętnościom, więc wołałem „Panie, przymnóż mi wiary!”. Niespecjalnie mam talent, więc Duch Święty miał przy tej ikonie więcej roboty - śmieje się o. Michał Wielgus, szczecinecki redemptorysta.
Uczestnicy Skrzetuskich warsztatów zgodnie przyznają, że praca nad ikoną musi być przemodlona.
- Trafiłyśmy idealnie! Byłyśmy na jednych warsztatach, ale… tam zabrakło tego Bożego ducha. Potem trafiłyśmy do sanktuarium maryjnego, ale z kolei tutaj było zbyt intensywnie, bo przyjeżdżałyśmy na zajęcia przez trzy dni. Jakby nas Pan Bóg pokierował do Skrzatusza. Nie znałyśmy wcześniej tego miejsca przecież. A wyjeżdżamy zachwycone warsztatami i sanktuarium. Już się szykujemy na następne - cieszą się panie Anie, które na warsztaty przyjechały z Warszawy.
Podobnie deklarują inne uczestniczki. Sylwia była już na warsztatach prowadzonych przez Iwonę, więc kiedy dowiedziała się, że szykuje się okazja, by oprócz malowania przeżyć też coś duchowego, całym sercem nastawiła się na przyjazd do Skrzatusza. - Aż dowiedziałam się, że zaplanowano pracę nad ikoną Matki Bożej Fatimskiej, którą ja już napisałam. Na szczęście Iwonka zgodziła się, żebym pracowała nad Pantokratorem - cieszy się kursantka, chwaląc i umiejętności prowadzącej warsztaty, i czas duchowego odpoczynku.
Ewa co roku odwiedza inne sanktuarium maryjne. Jej ikona różni się rozmiarem od pozostałych, jest zdecydowanie mniejsza. - To ikona podróżna, którą można zabrać ze sobą w drogę. Będzie miała specjalne pudełeczko, wyłożone atłasem, w którym będzie mi zawsze towarzyszyć - zapowiada, przyglądając się namalowanej przez siebie twarzy Maryi.
Aldona zawsze marzyła o ikonie, ale kiedy ją sobie kupiła… nie była zadowolona. Dwa tygodnie temu odwiedzając skrzatuskie sanktuarium zobaczyła informację o warsztatach. Nie wahała się. - A w tej ikonie się zakochałam, już jestem z nią emocjonalnie związana - zapewnia.
Iwona nie ma wątpliwości, że pisanie ikony powinno być dla podejmującego się pracy spotkaniem z Bogiem. Indywidualność tego doświadczenia potwierdza różnorodność przedstawień. - Każda z napisanych tu ikon jest inna, bo odzwierciedla też relację w jaką wchodziliśmy z Maryją wraz z postępem prac - przyznaje ikonopisarka i zaprasza na kolejne warsztaty.